93
8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 1/93 Paulo Coelho Alchemik 1

p Coelho Paulo - Alchemik

  • Upload
    evas

  • View
    222

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 1/93

Paulo Coelho

Alchemik

1

Page 2: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 2/93

Page 3: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 3/93

Łukasz, 10, 38 - 42

(wg Biblii Tysiąclecia)

Prolog

Alchemik wziął do ręki książkę, którą przyniósł ze sobą ktoś z karawany. Tom niwprawdzie okładki, jednak bez trudu rozpoznał autora - byt to Oskar Wilde.Przerzucając pobieżnie kartki natknął się na historie Narcyza.

Alchemik dobrze znał mit o Narcyzie, owym urodziwym młodzieńcu, który chodcodziennie podziwiać własne odbicie w tafli jeziora. Był on tak pochłonięty swoiobrazem, że pewnego dnia wpadł do jeziora i utonął. W miejscu, gdzie wpadł dowody, wyrósł kwiat, który nazwano narcyzem.

Ale Oskar Wilde nie zakończył na tym swej historii.

On opowiedział, jak po śmierci Narcyza leśne boginie, Oready, przybyły nad brzetego słodkiego ongiś jeziora i zastały je przemienione w czarę gorzkich łez.

- Dlaczego płaczesz? - spytały Oready.

- Płaczę za Narcyzem - odrzekło jezioro.

- Wcale nas to nie dziwi - powiedziały wówczas. - Całymi dniami uganiałyśmy sinim po lasach, ale jedynie ty mogłeś z bliska rozkoszować się jego urodą.

- Narcyz był zatem piękny? - zdziwiło się jezioro.

- Któż lepiej od ciebie mógłby to wiedzieć? - wykrzyknęły zaskoczone Oready. - przecież nad twoim brzegiem pochylał się każdego dnia.

Jezioro zamilkło na chwilę, po czym rzekło:

- Opłakuje Narcyza, ale nie dostrzegłem nigdy, że jest piękny. Opłakuję Narcyza,za każdym razem, kiedy pochylał się nade mną, mogłem dojrzeć na dnie jego oczodbicie mojej własnej urody.

- Oto ładna opowieść - powiedział Alchemik.

1

Nazywał się Santiago. Dzień chylił się ku końcowi, kiedy dotarł ze swoim stademruin starego, opuszczonego kościoła. Strop dawno już się zawalił i jedynie w miej

w którym niegdyś stała zakrystia, wyrosła teraz wielka sykomora.

3

Page 4: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 4/93

Tu postanowił spędzić noc. Wprowadził swoje owce przez rozpadającą się bramęzagrodził wejście deskami tak, by w nocy nie mogły się wymknąć. Wprawdzie wokolicy nie było wilków, ale zdarzyło się kiedyś, że uciekło mu jedno ze zwierzątspędził cały dzień na poszukiwaniu zabłąkanej owcy.

Rozesłał na ziemi płaszcz, położył się i wsunął pod głowę świeżo przeczytaną książkę. Zanim zasnął, pomyślał sobie, że powinien teraz wybierać książki grubsna dłużej starczyłoby czytania a i na noc byłyby lepszymi podgłówkami.

Gdy się zbudził, dookoła było jeszcze ciemno. Spojrzał w górę i przez szczelinę wsklepieniu zobaczył migoczące gwiazdy.

- Wolałbym pospać trochę dłużej - pomyślał. Śniło mu się to samo, co w zeszłymtygodniu i znów obudził się przed końcem.

Podniósł się z legowiska i wypił łyk wina. Wziął swój kij pasterski i zaczął budziowce, które jeszcze spały. Dawno już zauważył, że większość tych stworzeń budzsię, ledwie on otwierał oczy. Jakby jakaś tajemna siła związała jego życie z życiestada, które od dwóch lat przemierzało z nim kraj w poszukiwaniu wody i pożyw- One tak już do mnie przywykły, że znają mój rytm dnia i nocy - rzekł z cicha. Pchwili namysłu wydało mu się jednak, że mogło być też odwrotnie - to onprzyzwyczaił się do ich rytmu.

Niektóre owce budziły się jednak wolniej. Trącał kijem jedną po drugiej, wołając

każdą po Imieniu. Zawsze wierzył, że owce rozumiały wszystko, co do nich mówDlatego czytał im czasem na głos urywki z książek, które go oczarowały, opowiasamotności i o radościach w życiu pasterza, albo o ostatnich nowinach zasłyszanyw mijanych po drodze miastach.

Od dwóch dni temat był właściwie jeden - tamta dziewczyna, córka kupca wmiasteczku, do którego miał dotrzeć za cztery dni. Był tam tylko raz, w ubiegłymroku. Kupiec był właścicielem sklepu z tkaninami i wolał, aby go nie oszukano, żowce strzyżono pod jego okiem. Jakiś przygodny znajomy wskazał pasterzowi tesklep, więc pognał tam swoje stado.

- Chciałbym sprzedać trochę owczego runa - rzekł do kupca.

W sklepie było tłoczno, więc kupiec poprosił, żeby pasterz zaczekał ze strzyżeniedo zmroku. Usiadł zatem na dziedzińcu sklepu i wyjął z worka książkę.

- Nie wiedziałam, ze pasterze potrafią czytać książki - usłyszał obok siebie kobiegłos.

Stała przed nim typowa dziewczyna z Andaluzji. Czarne włosy spływały jej naramiona, a w oczach tliło się jeszcze nikłe wspomnienie po dawnych arabskichnajeźdźcach.

4

Page 5: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 5/93

- Od owiec można czasem nauczyć się więcej niż z książek - odparł miody pastergawędzili przez dwie godziny. Wyjaśniła mu, że jest córką kupca i opowiedziała życiu swojego miasteczka, gdzie każdy dzień do złudzenia przypominał poprzednZaś pasterz mówił o krajobrazach Andaluzji, o ostatnich nowinach z okolicznychmiast i miasteczek. Był uszczęśliwiony, że może wreszcie porozmawiać z kimś inniż owce.

- Gdzie nauczyłeś się czytać? - spytała w pewnej chwili dziewczyna.

- Tam gdzie wszyscy - odpowiedział - w szkole.

- Skoro umiesz czytać, to dlaczego jesteś tylko pasterzem?

Młodzieniec wykręcił się od odpowiedzi. Był pewien, że dziewczyna nie zrozum

go. Snuł dalej opowieści z wędrówki, a małe, mauretańskie oczy to otwierały się znów zamykały z zachwytu i zadziwienia. Czas mijał i chłopiec coraz bardziejpragnął, aby ten dzień nigdy się nie skończył, aby ojciec dziewczyny zajęty był jeszcze długo i niechby mu nawet kazał czekać ze trzy dni. Zrozumiał, że odczuwcoś, czego nigdy przedtem nie doznał - chęć pozostania na zawsze w jednym mieście. Z dziewczyną o kruczych włosach dni nigdy nie byłyby podobne do siebie.

Ale kupiec w końcu nadszedł i polecił mu ostrzyc cztery owce. Zapłacił sowicie izaprosił znowu za rok.

I teraz dzieliły go zaledwie cztery dni od powrotu do owego miasta. Byłrozpłomieniony i zarazem pełen obaw - może dziewczyna już o nim zapomniała?Przechodziło przecież tamtędy tylu pasterzy sprzedających owcze runo.

- Nieważne - powiedział do swoich owiec. - Ja też znam wiele dziewcząt w innycmiastach.

Ale w głębi serca czuł jednak, jak bardzo jest to ważne, I że pasterze, marynarze kupcy znają zawsze takie miasto, w którym żyje ktoś, kto sprawia, że pewnego dzapominają o urokach beztroskiego wędrowania po świecie.

Z pierwszym brzaskiem popędził swoje stado w stronę wschodzącego słońca. „Ownigdy nie muszą podejmować decyzji - pomyślał. - Może dlatego nie odstępują mna krok? Jedyne czego potrzebują to woda i pożywienie. Dopóki pasterz będzie jeprowadził przez najlepsze pastwiska Andaluzji, dopóty będą mu towarzyszyć. Na jeśli wszystkie dni będą takie same, a godziny dłużyć się od wschodu do zachodusłońca, nawet jeśli nigdy w swoim krótkim życiu nie przeczytają ani jednej książknie poznają mowy ludzi, powtarzających plotki z okolicznych wiosek. Zadowalajwodą i pożywieniem, i w istocie całkiem im to wystarcza. W zamian ofiarowują hciepłą wełnę, wierne przywiązanie, a czasem też swoje mięso”. „Gdybym przemisię nagle w potwora i wyrżnął po kolei, jedną po drugiej, pojęłyby to dopiero, gdy

5

Page 6: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 6/93

znikłoby już prawie cale stado - pomyślał. - Ponieważ ufając mi, przestały zawierwłasnym instynktom. A to dlatego tylko, że prowadzę je po soczystych pastwiska

Własne myśli wydały mu się dziwaczne. A może ten kościół z rosnącą pośrodkusykomorą jest zaklęty? Może dlatego przyśnił mu się ponownie ten sam sen iwywołał w nim teraz uczucie wściekłości na owce, zawsze przecież tak wierne?Wypił jeszcze łyk wina, które zostało z wieczerzy i otulił się szczelnie płaszczemWiedział, że za parę godzin, kiedy słońce sięgnie zenitu, skwar stanie się tak wielże nie będzie mógł prowadzić owiec przez otwarte pola. Latem o tej porze całaHiszpania śpi. Upał trwa aż do wieczora i przez cały ten czas pasterz będzie musidźwigać swój płaszcz na ramieniu. Lecz ilekroć myślał o pozbyciu się tegobrzemienia, przypominał sobie w porę, że to dzięki niemu nie odczuwa chłoduwczesnego poranka.

„W każdej chwili powinniśmy być gotowi na niespodzianki pogody” - myślał i czwtedy wdzięczność dla ciężaru płaszcza.

Płaszcz miał swój sens istnienia, tak jak i młody człowiek. Po dwóch latach włócpo równinach Andaluzji znał już na pamięć wszystkie jej zakamarki i w tym właśtkwił sens jego życia - w wędrówce.

Tym razem zamierzał opowiedzieć dziewczynie, dlaczego prosty pasterz potraficzytać.

Do szesnastego roku życia pobierał nauki w seminarium. Rodzice chcieli uczynićniego księdza, co byłoby powodem do dumy dla prostej, wiejskiej rodziny, którapodobnie jak jego owce pracowała jedynie na chleb i wodę. Studiował łacinę,hiszpański i teologię.

Ale od dziecka marzył o poznaniu świata i to właśnie było dla niego o nieboważniejsze niż poznanie Boga i ludzkich grzechów. Pewnego popołudnia, kiedyodwiedził dom rodzinny, zebrał się na odwagę i oświadczył ojcu, że nie chce byćksiędzem. Chce podróżować.

- Synu, ludzie z zakątków całego świata przeszli już przez naszą wioskę. Poszukutu rzeczy nowych, ale choć je znajdują, pozostają ciągle tacy sami. Wchodzą naskarpę obejrzeć zamek i wydaje im się, że przeszłość była lepsza od teraźniejszośCzy mają jasne włosy, czy ciemną skórę, wszyscy są tacy sami jak ludzie z naszewioski.

- Ale ja nie znam zamków w krainach, z których przybywają - odparł młodzienie

- Ludzie ci widząc nasze pola i nasze kobiety powiadają, że chcieliby tu zostać nazawsze - ciągnął ojciec.

6

Page 7: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 7/93

- Chcę zatem poznać ich kobiety i kraje, z których przybyli - powiedział chłopiecGdyż oni nie zostają tutaj nigdy.

- Ludzie ci mają sakwy wypchane pieniędzmi - dodał jeszcze ojciec. - U nas tylkopasterze mogą podróżować beztrosko.

- Zostanę więc pasterzem.

Ojciec nie powiedział już nic więcej. Nazajutrz dał mu sakiewkę z trzema starymzłotymi monetami.

- Znalazłem je kiedyś w polu i zamierzałem ofiarować Kościołowi w dniu twoichświęceń. Kup za me stado i przemierzaj świat, aż zrozumiesz, że nasz zamek jestnajważniejszy ze wszystkich, a nasze kobiety najpiękniejsze.

I pobłogosławił go. W oczach ojca odnalazł to samo pragnienie przemierzania śwPragnienie ciągle żywe, choć przez dziesiątki lat zagłuszone troską o wodę, chlebdach nad głową.

Horyzont zabarwił się na czerwono, a potem pojawiło się słońce. Młodzieniecprzypomniał sobie tamtą rozmowę z ojcem i poczuł się szczęśliwy. Poznał już wizamków i wiele kobiet - żadna jednak nie mogła się równać z tą, która czekała naniego o trzy dni drogi stąd. Miał płaszcz, książkę, którą mógł wymienić na inną, istado owiec. Najważniejsze było jednak to, że każdego dnia spełniał wielkie

marzenie swego życia - podróżował. Gdy znużą go do cna równiny Andaluzji, bęmógł sprzedać owce i zostać marynarzem. A gdy będzie miał po uszy morza, to i przecież pozna już wiele miast, wiele kobiet i trafi mu się dość okazji, aby zaznaćszczęścia.

„Doprawdy, jak w seminarium można szukać Boga?” - pomyślał patrząc nawschodzące słońce. Zawsze, ilekroć było to możliwe, starał się obierać nowe ścieNigdy przedtem nie dotarł do tego kościoła, choć przechodził tędy setki razy. Śwbył wielki i nieogarniony, a gdyby tylko choć przez chwile pozwolił prowadzić siowcom, odkryłby jeszcze wiele ciekawych rzeczy. - „Sęk w tym, iż one nie zdająsobie sprawy z tego, że codziennie idą nową drogą. Nie dostrzegają, że wokółzmieniają się pastwiska a pory roku są inne. Bowiem bez reszty pochłania je troskwodę i pożywienie”. „A może dzieje się tak z nami wszystkimi? - pomyślał. - Namną, bo nie myślę o innych kobietach, odkąd poznałem córkę kupca”.

Spojrzał w niebo. Według wszelkich obliczeń do Tarify dotrze jeszcze przed obiadTam będzie mógł zamienić książkę na grubszą, napełnić butelkę winem, ogolić siostrzyc. Musiał być gotów na spotkanie z dziewczyną. Nie dopuszczał do siebie mo tym, że jakiś inny pasterz z większym stadem mógł przyjść przed nim i poprosi jej rękę. „To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące”pomyślał, i spoglądając znów w niebo przyspieszył kroku. Przypomniał sobie, że

7

Page 8: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 8/93

Tarifie mieszka pewna stara kobieta, która potrafi tłumaczyć sny. A tej nocy przymu się po raz drugi ten sam sen.

Staruszka poprowadziła młodzieńca w głąb domu, do izby oddzielonej od resztyzasłoną z kolorowych paciorków. Stał tam stół, dwa krzesła, a na ścianie wisiał obNajświętszego Serca Jezusowego.

Staruszka usiadła i zaprosiła go do stołu. Ujęła dłonie chłopca w swoje i modliła szeptem.

Wyglądało to na cygańską modlitwę. Spotkał już na swej drodze wielu Cyganów.też wędrowali, ale nie hodowali owiec. Ludzie mówili, że Cygan to ktoś, kogo żyupływa na oszukiwaniu innych. Mówili też, że Cyganie podpisali pakt z Diabłemporywają cudze dzieci, by uczynić z nich niewolników w swych tajemniczych ob

wiskach. Kiedy był mały, na myśl, że zostanie porwany przez Cyganów, umierał strachu i ten dawny lęk powrócił w chwili, gdy staruszka trzymała jego dłonie wswoich.

„Przecież jest tu obraz Najświętszego Serca Jezusowego” - uspokajał sam siebie.Nie chciał, żeby zaczęły drżeć mu dłonie, i żeby staruszka spostrzegła jegoprzerażenie. Zmówił pospiesznie w duchu pacierz.

- Ciekawe... - powiedziała, nie odrywając oczu od ręki chłopca. I znowu zamilkła

Ogarniał go coraz większy niepokój. Mimowiednie zadrżały mu ręce i staruszka tspostrzegła. Cofnął je szybko.

- Nie przyszedłem tu po to, byś mi wróżyła z ręki - powiedział, żałując gorzko, żeprzekroczył próg tego domu. Przez głowę przemknęła mu myśl, że lepiej byłobyzapłacić i wyjść nie dowiadując się niczego. Niepotrzebnie tyle wagi przywiązywtego snu.

- Przyszedłeś zapytać mnie o sny - rzekła staruszka. - A sny są językiem Boga. GBóg przemawia językiem świata, mogę odgadnąć ich znaczenie. Jeśli zaś mówi językiem twojej duszy, to tylko ty jeden możesz je zrozumieć. Tak czy owak, nalmi się zapłata.

„Jeszcze jedna sztuczka” - pomyślał chłopiec. Ale mimo to postanowił zaryzykowPasterzowi zawsze zagrażają wilki albo susza i to właśnie sprawia, że pasterskieżycie jest tak ciekawe.

- Dwa razy z rzędu śniło mi się to samo. Byłem z moim stadem na pastwisku - zaopowiadać - kiedy pojawiło się jakieś dziecko i zaczęło bawić się z owcami. Nie kiedy ktoś zbliża się do moich owiec, bo lękają się obcych. Ale dzieciom zawszeudaje się podejść do zwierząt tak, że te zwierzęta się ich nie boją. Nie wiemdlaczego. Jak zwierzęta mogą odgadnąć wiek ludzi?

8

Page 9: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 9/93

- Wróć do swego snu - przerwała staruszka. - Zostawiłam garnek na ogniu. Poza tmasz mało pieniędzy i nie możesz zabierać mi zbyt wiele czasu.

- Dziecko jeszcze czas jakiś bawiło się z owcami - ciągnął dalej swą opowieść lekspeszony. - Nagle chwyciło mnie za rękę i zaprowadziło do Piramid w Egipcie.

Odczekał chwilę, by przekonać się, czy staruszka wie, co to są egipskie piramidyona milczała.

- Tam przy Piramidach w Egipcie - trzy ostatnie słowa wymówił powoli i wyraźnstaruszka mogła dobrze zrozumieć - dziecko powiedziało mi: „Jeśli dotrzesz tutajznajdziesz ukryty skarb”. Ale nim zdołało pokazać mi dokładne miejsce, obudziłesię. I za pierwszym, i za drugim razem.

Staruszka milczała przez chwilę. Ponownie ujęła ręce chłopca i uważnie im sięprzyglądała.

- Teraz nie wezmę od ciebie nic - rzekła. - Ale chcę dziesiątą część skarbu, jeśli gkiedykolwiek odnajdziesz.

Chłopiec wybuchnął śmiechem. Był to śmiech radości. Oto zaoszczędzi tę odrobipieniędzy, jaką posiada, tylko dlatego, że miał sen o ukrytym skarbie! Ta poczciwkobieta musiała być rzeczywiście Cyganką. Cyganie są głupi.

- Więc jak wytłumaczysz ten sen? - spytał.- Najpierw przysięgnij, że dasz mi dziesiątą część skarbu w zamian za to, co ci tepowiem.

Złożył przysięgę. Staruszka poprosiła, żeby jeszcze raz przysiągł - na obrazNajświętszego Serca Jezusowego.

- Ten sen jest w Jeżyku Świata - powiedziała.

- Mogę ci go objaśnić, ale będzie to bardzo trudne. Dlatego uważam, że należy msię część tego, co znajdziesz. A jego przesłanie jest takie: powinieneś iść doegipskich Piramid. Wprawdzie nigdy nic o nich nie słyszałam, ale jeśli pokazało dziecko, to na pewno istnieją. Tam odnajdziesz skarb, dzięki któremu staniesz siębogaty.

Młody człowiek poczuł najpierw zdziwienie a potem złość. Niepotrzebnie przyszdo tej starej. Ale przypomniał sobie w porę, że przecież nic nie płaci.

- Jeśli taka jest twoja rada, to szkoda było mojego czasu - powiedział.

9

Page 10: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 10/93

- Widzisz? Ostrzegałam cię przecież, że twój sen jest trudny do wyjaśnienia. Rzeproste są zawsze najbardziej niezwykłe i tylko mędrcy potrafią je pojąć. Nie jestemędrcem, dlatego muszę znać inne sztuki, takie choćby, jak wróżenie z ręki.

- A jak mam dojść do Egiptu?

- Ja tylko tłumaczę sny. Nie potrafię ich przemieniać w rzeczywistość. Dlatego żyna łasce córek.

- A jeśli nigdy nie dotrę do Egiptu?

- To ja nie dostanę zapłaty. Nie pierwszy to raz. I staruszka nie powiedziała już niwięcej. Kazała, żeby sobie poszedł, bo straciła dla niego zbyt dużo czasu.

Pasterz odszedł zawiedziony i powziął zamiar, by nigdy więcej nie dawać wiarysnom. Przypomniał sobie, że ma wiele rzeczy do zrobienia. Poszedł więc coś zjeśzamienił książkę na inną, grubszą, i usiadł na ławce na rynku, by skosztować winktóre właśnie kupił. Dzień był gorący a wino, za sprawą jednej z niezgłębionychtajemnic, orzeźwiało go. Owce stały bezpieczne w zagrodzie u nowego przyjaciena skraju miasta. Znał wielu ludzi w tych stronach - dlatego tak lubił wędrować.Zawsze bowiem można spotykać coraz to nowych przyjaciół i wcale nie trzeba z stale przebywać. Kiedy widzimy ciągle tych samych ludzi - tak jak w seminariumstają się oni w końcu częścią naszego życia. A skoro są już częścią naszego życiato chcą je zmieniać. Jeśli nie stajemy się tacy, jak tego oczekiwali, są niezadowol

Ponieważ ludziom wydaje się, że wiedzą dokładnie jak powinno wyglądać naszeżycie.

Natomiast nikt nie wie, w jaki sposób powinien przeżyć własne życie. Trochę takta kobieta od snów, która potrafiła odgadnąć ich sens, ale nie umiała ichurzeczywistniać.

Postanowił zaczekać, aż słońce zniży się nieco i ruszyć z owcami w stronę łąk. Juza trzy dni ujrzy córkę kupca.

Sięgnął po książkę, którą dostał od księdza w Tarifie. Był to gruby tom i od pierwstrony była w nim mowa o pogrzebie. Poza tym, imiona bohaterów były wyjątkowtrudne do zapamiętania. Pomyślał, że gdyby napisał kiedyś książkę, towprowadzałby każdą postać pojedynczo, aby ten kto czyta nie musiał uczyć się npamięć wszystkich imion na raz.

A gdy w końcu czytanie go wciągnęło - bo ceremonia pogrzebowa odbywała się nśniegu, co dawało mu wrażenie chłodu pod tym palącym słońcem - usiadł obok n jakiś starzec i próbował nawiązać rozmowę.

- Co ci ludzie robią? - zagadnął go, wskazując tłum na rynku.

10

Page 11: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 11/93

- Pracują - odpowiedział chłopiec oschle, udając, że jest zajęty czytaniem. Taknaprawdę myślami był zupełnie gdzie indziej. Strzygł właśnie owce pod okiem cókupca, a ona dziwiła się, że potrafił robić tyle ciekawych rzeczy. Nie pierwszy jużwyobrażał sobie tę scenę i za każdym razem dziewczyna była zdumiona, gdy jejwyjaśniał, że owce powinno się strzyc pod włos. Próbował też przypomnieć sobiezajmujące historie, które mógłby jej opowiadać podczas strzyżenia. Większość z wyczytał w książkach, ale opowie tak, jakby sam je przeżył. Dziewczyna nigdy stym nie dowie, bo przecież nie potrafi czytać, Starzec jednak nie dawał za wygraSkarżył się, że jest zmęczony, spragniony i poprosił o łyk wina. Chłopiec podał mbutelkę - może go w końcu zostawi w spokoju.

Ale starzec chciał rozmawiać. Spyta) o tytuł książki, którą pasterz czytał. Przezchwilę młody człowiek miał ochotę odburknąć coś niegrzecznie i przenieść się nainną ławkę, ale ojciec nauczył go szacunku dla starszych. Nie odpowiedział nic, t

podał starcowi książkę, bo po pierwsze - nie potrafił wymówić tytułu, a po drugiestarzec nie umie czytać, to sam zawstydzony przeniesie się na inną ławkę.

- Hmm... - powiedział staruszek, oglądając książkę ze wszystkich stron, jakbychodziło o jakiś dziwaczny przedmiot. - To znana książka, ale bardzo nudna.

Pasterz zdziwił się. A więc nie dość, że starzec umiał czytać, to na dodatek znał tksiążkę. I jeśli naprawdę jest tak nudna, jak twierdził, to był jeszcze czas, byzamienić ją na inną.

- Ta książka mówi o tym, o czym mówią prawie wszystkie książki - ciągnął starzO niezdolności ludzi do wybierania swojego własnego losu. A na koniec pozwalauwierzyć w największe kłamstwo świata.

- A jakie jest największe kłamstwo świata? - spytał zaciekawiony młodzieniec. - Tmianowicie, że nadchodzi taka chwila, kiedy tracimy całkowicie panowanie nadnaszym życiem i zaczyna nim rządzić los. W tym tkwi największe kłamstwo świa

- Ze mną tak się; nie stało - powiedział chłopiec. - Wprawdzie chciano ze mnie zrksiędza, a ja postanowiłem być pasterzem.

- I dobrze wybrałeś - rzekł staruszek. - Bo lubisz podróżować.

„Jakby odgadł moje myśli” - pomyślał. Starzec tymczasem wertował książkę, jakwcale nie miał zamiaru jej zwrócić. Pasterz dostrzegł coś osobliwego w jego strojchoć wyglądał na Araba, co w tym regionie nie należało do rzadkości. Afryka leżzaledwie o parę godzin drogi od Tarify. Wystarczyło przepłynąć statkiem wąską cieśninę. Arabowie często pojawiali się w mieście po sprawunki i odmawiali kilkw ciągu dnia swoje dziwaczne modlitwy.

- Skąd jesteś? - spytał.

11

Page 12: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 12/93

- Z różnych stron.

- Nikt nie może pochodzić z rożnych stron - odparł chłopiec. - Ja jestem pasterzembywam w wielu miejscach, ale pochodzę z jednego, z miasta leżącego w pobliżupewnego bardzo starego zamku. Tam się urodziłem.

- Wobec tego, powiedzmy, że ja urodziłem się w Salem.

Pasterz nie miał pojęcia, gdzie leży Salem, ale wolał nie pytać, by przypadkiem nwyszła na jaw jego niewiedza. Przez chwilę patrzył na plac. Ludzie przychodzili odchodzili. Wszyscy wydawali się bardzo zajęci.

- Jak wygląda Salem? - zapytał chłopiec, szukając jakiegoś tropu.

- Tak jak zawsze od zarania dziejów.

To nie był jeszcze trop. Wiedział przynajmniej, że Salem nie leży w Andaluzji. Gtak było, znałby je.

- A co robisz w Salem? - próbował dalej.

- Co robię w Salem? Cóż za niedorzeczne pytanie! - staruszek po raz pierwszywybuchnął głośnym śmiechem. - Ależ ja jestem Królem Salem!

„Ludzie wygadują przedziwne rzeczy - pomyślał młodzieniec. - Czasem lepiejobcować z owcami, bo one przynajmniej milczą i zadowalają się szukaniem wodpożywienia. Albo z książkami, bo opowiadają niewiarygodne historie, kiedy mamochotę ich słuchać. Ale kiedy rozmawia się z ludźmi, opowiadają tak niestworzonrzeczy, że czasem nie wiadomo doprawdy, co powiedzieć”.

- Nazywam się Melchizedech - powiedział starzec. - Powiedz mi, ile masz owiec

- Tyle, co trzeba - uciął pasterz. Ten starzec zdecydowanie za dużo chciał o nimwiedzieć.

- I w tym cały szkopuł. Nie mogę ci pomóc, dopóki sądzisz, że masz owiec tyle, itrzeba.

Chłopiec rozsierdził się. Nie prosił nikogo o pomoc. To staruszek poprosił go o wchciał porozmawiać i zaciekawiła go jego książka.

- Oddaj mi książkę - powiedział. - Muszę iść po owce i ruszać w drogę.

- Daj mi co dziesiątą owcę z twego stada - rzekł staruszek. - A ja powiem ci, jak

dotrzeć do ukrytego skarbu.

12

Page 13: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 13/93

Pasterz przypomniał sobie swój sen i nagle wszystko stało się jasne. Wprawdzie tstara wiedźma nie wzięła nic, ale on - kto wie, może jej mąż? - starał się wyłudziniego o wiele więcej w zamian za wskazówki, które nijak się nie miały dorzeczywistości. Na pewno też jest Cyganem. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć,starzec po chylił się, podniósł z ziemi patyk i zaczął nim pisać na piasku jakieś słA gdy się pochylał, coś na jego piersi błysnęło tak mocno, że niemal oślepiło chłoI ruchem zbyt raptownym jak na osobę w sędziwym wieku, spiesznie zakrył siępłaszczem. Oślepienie minęło i chłopiec mógł odczytać bez trudu, co pisał starze

Na piasku głównego placu małego miasta przeczytał imiona swojego ojca i swojematki. Całą historię swojego życia, aż do chwili obecnej, o zabawach z dzieciństwchłodnych nocach w seminarium. Przeczytał imię córki kupca, choć tego imieniaznał. Przeczytał to, o czym nigdy nikomu nie mówił - o dniu, w którym ukradł ojstrzelbę, by polować na sarny i o swoim pierwszym, samotnym erotycznym

doznaniu.- Jestem Królem Salem - powtórzył starzec.

- Dlaczego król rozmawia z pasterzem? - spytał chłopiec onieśmielony i zauroczozarazem.

- Jest wiele po temu powodów. Ale powiedzmy, że najważniejszy jest ten, iż jestezdolny spełnić Własną Legendę.

Młodzieniec nie miał pojęcia, co to była „Własna Legenda”.To jest to, co zawsze pragnąłeś robić. Każdy z nas we wczesnej młodości wiedobrze, jaka jest jego Własna Legenda.

- W tym okresie życia wszystko jest jasne, wszystko jest możliwe, ludzie nie bojąani pragnień ani marzeń o tym, co chcieliby w życiu osiągnąć. Jednak w miaręupływu czasu jakaś tajemnicza sita stara się dowieść za wszelką cenę, że spełnienWłasnej Legendy jest niemożliwe.

Wszystko, co mówił starzec, wydawało się młodemu pasterzowi jakby trochępozbawione sensu.

Ale chciał dowiedzieć się czegoś więcej o owych tajemniczych siłach” - córka kusłuchałaby tego z zapartym tchem.

- To są siły, które na pierwszy rzut oka wydają się źle, ale tak naprawdę uczą cię, tworzyć Własną Legendę. Przygotowują twojego ducha i twoją wolę, bo na tejplanecie istnieje jedna wielka prawda: kimkolwiek jesteś, cokolwiek robisz, jeślinaprawdę z całych sił czegoś pragniesz, znaczy to, że pragnienie owo zrodziło sięDuszy Wszechświata. I spełnienie tego pragnienia, to twoja misja na Ziemi.

13

Page 14: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 14/93

- Nawet jeśli chce się tylko podróżować? Albo poślubić córkę kupca?

- Albo znaleźć skarb. Dusza Wszechświata żywi się szczęściem ludzi. Albo ichnieszczęściem, zawiścią, zazdrością. Spełnienie Własnej Legendy jest jedyną powinnością człowieka. Wszystko jest bowiem jednością.

I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojempragnieniu.

Czas jakiś siedzieli w milczeniu, spoglądając na rynek i przechodniów. Pierwszyodezwał się starzec.

- Dlaczego zajmujesz się owcami?

- Bo lubię podróżować.

Staruszek wskazał na sprzedawcę prażonej kukurydzy, który stał na rogu placu zeswoim czerwonym wózeczkiem.

- Ten człowiek też pragnął podróżować, gdy był dzieckiem. Ale wolał kupić malekramik na kółkach, by sprzedawać prażoną kukurydzę i ciułać latami pieniądze.Kiedy już będzie stary, spędzi miesiąc w Afryce. Nigdy nie zrozumiał, że zawszemamy możliwość robienia tego, o czym naprawdę marzymy.

- Powinien był zostać pasterzem - pomyślał głośno chłopiec.- Pewnie, że o tym myślał - rzekł starzec. - Ale sprzedawcy prażonej kukurydzy lsię bardziej niż pasterze. Mają dach nad głową, a pasterze śpią pod gołym niebemludzie wolą wydawać swoje córki za sprzedawców prażonej kukurydzy niż zapasterzy.

Młody człowiek poczuł ukłucie w sercu myśląc o córce kupca. W jej mieście też pewnie jakiś sprzedawca prażonej kukurydzy.

- W końcu to, co ludzie myślą o sprzedawcach prażonej kukurydzy i o pasterzachstaje się dla nich ważniejsze niż ich Własna Legenda.

Starzec przeglądał ciągle książkę i od niechcenia przeczytał jedną stronę. Pasterzodczekał chwilę, a potem przerwał mu lekturę w ten sam sposób, w jaki uczynił twcześniej starzec.

- Dlaczego rozmawiasz o tym ze mną?

- Bo ty próbujesz żyć swoją Własną Legendą.

Ale jesteś o krok od porzucenia jej.

14

Page 15: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 15/93

- I zawsze pojawiasz się w takich chwilach?

- Nie zawsze w tej samej postaci, ale nigdy mnie wtedy nie zabrakło. Czasempojawiam się jako dobry pomysł, albo zręczny sposób wydobycia się z tarapatówInnym znów razem, w kluczowym momencie, sprawiam, że rzeczy stają sięłatwiejsze. I tak będzie do końca świata. Tyle że większość ludzi tego nie widzi.

Opowiedział mu o tym, jak przed tygodniem musiał pojawić się. pewnemu badacpod postacią zwykłego kamienia. Człowiek ten porzucił wszystko i ruszył naposzukiwanie szmaragdów. Przez pięć lat pracował w korycie rzeki i rozłupałdziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewkamieni, próbując odkryć bodaj jeden szmaragd. I chciał już dać za wygraną, w cgdy brakowało jednego kamienia - zaledwie jednego jedynego kamienia - aby odswój wymarzony klejnot. Ponieważ mężczyzna ten wiernie podążał śladem Włas

Legendy, starzec postanowił przyjść mu z pomocą. Przemienił się w kamień ipotoczył wprost pod stopy poszukiwacza, który w przypływie gniewu i rozgoryczza pięć straconych lat, cisnął nim przed siebie. Jednak z taką siłą, że kamień rozłuinny, ukazując jego oczom najpiękniejszy szmaragd świata.

- Ludzie bardzo wcześnie poznają sens swojego istnienia - powiedział staruszek znutką goryczy w głosie. - Może dlatego też wcześnie się go wyrzekają. Ale taki jeten świat.

Wtedy młodzieniec przypomniał sobie, że rozmowę zaczęli od ukrytego skarbu.

- Strumienie wody wydobywają z wnętrza ziemi ukryte skarby i te same strumienpochłaniają - wyjaśnił starzec. - Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o twoiskarbie, musisz oddać mi co dziesiątą owcę.

- A może jedną dziesiątą skarbu? Starzec był wyraźnie zawiedziony.

- Jeśli odejdziesz przyobiecawszy coś, czego jeszcze nie masz, stracisz ochotę, byto zdobyć.

Wówczas pasterz skruszony wyznał, że obiecał jedną dziesiątą skarbu Cygance.- Cyganie są przebiegli - westchnął starzec. - I byłoby dobrze, gdybyś wiedział naprzyszłość, że wszystko w życiu ma swoją cenę. Tego właśnie próbują uczyćWojownicy Światła.

Starzec oddał mu książkę.

- Jutro, o tej samej porze, przyprowadzisz mi co dziesiątą owce z twojego stada.Wytłumaczę ci wtedy, jak znaleźć ukryty skarb. Do zobaczenia.

I zniknął w jednym z zaułków miasta.

15

Page 16: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 16/93

Chłopiec próbował znów czytać, ale nijak nie mógł się skupić. Był bardzo przejętrozgoryczony zarazem, bo wiedział w głębi serca, że starzec mówił prawdę.Podszedł nawet do sprzedawcy prażonej kukurydzy i kiedy ją kupował, długo wasię, czy powinien mu opowiedzieć o tym, co mówił starzec. „Lepiej czasempozostawić rzeczy samym sobie” - pomyślał i nie odezwał się ani słowem. Gdybycokolwiek powiedział, sprzedawca prażonej kukurydzy przez trzy dni biłby się zmyślami, czy nie rzucić precz wszystkiego, a przecież był przywiązany do swegomaleńkiego kramu.

Postanowił oszczędzić mu tych bolesnych rozterek. Włóczył się bez celu po mieśaż dotarł do portu. Stal tam niewielki budynek z kantorem, w którym sprzedawanbilety na statek. Egipt znajdował się w Afryce.

- Życzysz sobie czegoś? - spytał człowiek za lada.

- Może jutro - powiedział chłopiec, odchodząc. Gdyby sprzedał jedną zaledwie owmógłby za to przedostać się na drugi brzeg cieśniny. Ta myśl go przerażała.

- Jeszcze jeden marzyciel - odezwał się człowiek w kantorze do swojego pomocnpatrząc za oddalającym się młodzieńcem. - Nie ma grosza przy duszy, a w głowieroją mu się dalekie podróże.

Kiedy stał przed kasą kantoru, przypomniał sobie o swoich owcach i poczuł dziwlęk przed powrotem do nich. Przez całe dwa lata poznawał tajniki pasterskiego

rzemiosła. Umiał dzisiaj strzyc, doglądać brzemienne owce, chronić je przed wilkZnał wszystkie pola, łąki i pastwiska Andaluzji. Wiedział dokładnie, ile warta byłkażda z owiec w jego stadzie.

Postanowił wrócić do zagrody swojego przyjaciela okrężną drogą. W tym mieścistał zamek, wspiął się więc na skarpę i usiadł na jednym z kamiennych murów. Zgóry można już było dojrzeć brzeg Afryki. Ktoś mu kiedyś mówił, że stamtąd właprzybyli Maurowie, którzy przez wiele lat ciemiężyli niemal całą Hiszpanię.Nienawidził Maurów. To oni przywiedli ze sobą Cyganów. Ze skarpy roztaczał sirozległy widok na prawie całe miasto i płac, na którym niedawno rozmawiał zestarcem.

„Niech będzie przeklęta chwila, w której go spotkałem” - pomyślał. Przecież wybsię tylko do kobiety, która tłumaczy sny. Ale ani owa kobieta, ani starzec, nie zwana to, że był pasterzem. Byli to ludzie samotni, nie wierzyli już w nic i nie śniło inawet, że pasterze przywiązują się do swoich owiec. Znał tak dobrze każdą z nichwiedział, która kuleje, która niedługo będzie miała młode i która jest najbardziejleniwa. Wiedział też, jak je strzyc i jak je zabijać. Gdyby je porzucił - cierpiałyby

Zerwał się wiatr. Znał go dobrze. Ludzie nazywali go Lewantem, to wraz z tymwiatrem przybyły hordy niewiernych. Nim dotarł do Tarify, nawet nie podejrzewa

16

Page 17: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 17/93

Afryka znajduje się aż tak blisko. Było to niebezpieczne, bo Maurowie znów mogpodbić jego kraj.

Wiatr wiał coraz silniej. „I oto mam rozdartą duszę pomiędzy owce i skarb” - myMusiał wybrać między czymś, do czego przywykł, i czymś nieznanym, co pragnąmieć. Wprawdzie istniała jeszcze córka kupca, ale nie znaczyła tyle co owce, bo nie była od niego zależna. Może już zresztą go nie pamiętała? Był pewien, że gdynie pojawił się za trzy dni, dziewczyna nawet nie odczułaby jego braku. Dla niejwszystkie dni były jednakowe. A wszystkie dni stają się takie same wtedy, kiedyludzie przestają dostrzegać to wszystko, czym obdarowuje ich los, podczas gdysłońce wędruje po niebie.

„Zostawiłem ojca, matkę, zamek w moim mieście. Przywykli jakoś oni i japrzywykłem. Z czasem owce tak samo przyzwyczają się do tego, że mnie nie ma

myślał.Spojrzał z góry na plac. Uliczny kramarz ciągle jeszcze sprzedawał prażoną kukurydzę. A na ławce, na której niedawno rozmawiał ze starcem, całowało się tedwoje młodych ludzi.

„Sprzedawca prażonej kukurydzy...” - powiedział sam do siebie, nie kończąc zdanLewant zaczął wiać teraz jeszcze mocniej i chłopiec poczuł jego podmuch na twaTo prawda, że niósł ze sobą bolesne wspomnienie o Maurach, ale niósł też zapachpustyni i woń kobiet o zasłoniętych czarczafami twarzach. Niósł ze sobą wszystktrudy i marzenia mężczyzn, którzy wyruszyli niegdyś w nieznane, szukając złota,przygód i piramid. Młody człowiek pozazdrościł wiatrowi swobody i zrozumiał, mógłby być jak wiatr. Nie powstrzymywało go nic, poza nim samym.

Owce, córka kupca, pola Andaluzji, to tylko etapy jego Własnej Legendy.

Następnego dnia w samo południe młody człowiek przybył na spotkanie ze starcePrzywiódł ze sobą sześć owiec.

- Jestem zdumiony - oznajmił. - Mój przyjaciel bez namysłu kupił moje stado.Powiedział, że całe życie marzył o tym, aby być pasterzem. To dobra wróżba.- Zawsze tak jest - powiedział staruszek. - Nazywamy to Zasadą Przychylności.Zwykle, gdy grasz w karty po raz pierwszy, wygrywasz. To szczęście początkując

- Ale dlaczego?

- Bo los gorąco pragnie, byś podążał śladem twojej Własnej Legendy.

Potem jął oglądać przyprowadzone owce i zauważył, że jedna z nich kuleje. Chłowyjaśnił, że to bez znaczenia, bo jest ona najrozumniejsza ze wszystkich i daje duwełny.

17

Page 18: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 18/93

Page 19: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 19/93

stołach stały najwspanialsze tamtejsze przysmaki. Sam zaś mędrzec zajęty byłrozmową i chłopiec musiał cierpliwie czekać bite dwie godziny, nim nadeszła jegkolej.

Mędrzec wysłuchał go wprawdzie uważnie, ale powiedział, że teraz nie ma czasuodkryć przed nim Tajemnicę Szczęścia. Zaprosił go do obejrzenia pałacu i przykawrócić za dwie godziny.

- Chciałbym cię jednak o coś prosić - dodał na koniec, podając chłopcu łyżkę, któnapełnił dwoma kroplami oleju. - Kiedy będziesz przechadzał się po moim pałacunieś tę łyżkę tak, aby ani krzty z niej nie uronić.

Chłopiec wchodził i schodził po schodach pałacu, nie odrywając oczu od łyżki. Pdwóch godzinach znów stanął przed obliczem Mędrca.

- A więc widziałeś już perskie dywany w mojej sali biesiadnej? - pytał. - Zachwyogród, który z górą dziesięć lat tworzył Mistrz Ogrodników? Podziwiałeś pięknepergaminy w mojej bibliotece?

Zawstydzony chłopiec wyznał, że nie widział nic. Dbał bowiem tylko o to, by nieuronić ani kropli oliwy, którą powierzył mu Mędrzec.

- Wobec tego wracaj i poznaj cudowności mego świata - powiedział Mędrzec. - Nwolno nigdy ufać człowiekowi, którego domu nie znasz.

Teraz już spokojniejszy, chłopiec wziął łyżkę i znów zaczął spacerować po pałacutym razem przyglądając się bacznie wszystkim płótnom wiszącym na ścianach imalowidłom na sklepieniu. Podziwiał góry wokół, ogrody, delikatność kwiatów i z jakim ułożono tu każde dzieło. Wróciwszy zaś przed oblicze Mędrca opowiedzidokładnie o wszystkim, co zobaczył.

- A gdzie są dwie krople oleju, które powierzyłem twojej pieczy? - zapytał Mędrz

Chłopiec spojrzał na łyżkę i ujrzał, że po oliwie nie zostało ani śladu.

- Oto jedyna rada jaką mogę ci dać - rzekł Mędrzec nad Mędrcami. - TajemnicaSzczęścia jest ukryta w tym, by widzieć wszystkie cuda świata i nigdy nie zapomo dwóch kroplach oleju na łyżce.

Młodzieniec milczał. Pojął bowiem sens opowieści starego króla. Pasterz może dwoli wędrować po świecie, ale nigdy nie zapomina o potrzebach swoich owiec.

Starzec przyglądał mu się długo i potem obiema dłońmi wykonał nad jego głowątajemniczych gestów. W końcu zabrał owce i ruszył swoją drogą.

19

Page 20: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 20/93

Nad miasteczkiem Tarifa góruje stara forteca postawiona niegdyś przez Maurów, kto usiądzie na jej murach, może zobaczyć plac, sprzedawcę prażonej kukurydzyskrawek Afryki w oddali.

Melchizedech, Król Salem, usiadł tego wieczora na murze fortu i poczuł na twarzpodmuch Lewantu. Obok owce przebierały nogami wystraszone nowym właścicii podniecone wszystkimi zmianami tego dnia. Przecież im potrzebne było jedyniepożywienie i woda.

Melchizedech śledził wzrokiem mały statek wypływający z portu. Nigdy nie zoba już chłopca, tak jak nigdy nie zobaczył Abrahama, po tym, gdy wziął od niegodziesięcinę. A przecież było to jego dzieło.

Bogowie nie powinni mieć pragnień, bo nie mają Własnej Legendy. Jednakże Kró

Salem w głębi serca pragnął, żeby chłopcu się powiodło.„Szkoda, że wkrótce zapomni o moim imieniu - pomyślał. - Powinienem byłpowtórzyć mu je przynajmniej jeszcze raz. I kiedy opowiadałby o mnie, mówiłby jestem Melchizedech - Król Salem”.

Potem spojrzał w niebo skruszony. „O! Wiem dobrze, że to próżność nadpróżnościami, Panie. Ale czasem stary król też potrzebuje czuć się dumny sam zsiebie”.

„Jaka dziwna jest ta Afryka” - pomyślał chłopiec.Siedział w gospodzie takiej samej, jak wiele innych napotkanych w wąskich uliczmiasta. Kilka osób paliło olbrzymią fajkę podawaną z rąk do rąk. W ciągu niespeparu godzin zobaczył mężczyzn trzymających się za ręce, niewiasty z zakrytymitwarzami i kapłanów, którzy wspinali się na wysokie wieże, a kiedy zaczynaliśpiewać, wszyscy wokół klękali i bili głową o ziemię.

- Pogańskie obyczaje - powiedział sam do siebie. Kiedy był jeszcze dzieckiemzawsze w kościele w jego parafii patrzył na obraz Świętego Santiago, PogromcyMaurów. Siedział on na białym koniu z obnażoną szablą w dłoni. U jego stópgromadzili się ludzie tacy sami, jak teraz ci wokół niego. Poczuł się źle i przerażasamotnie. Poganie rzucali mu złowrogie spojrzenia.

W gorączce podróży zapomniał zupełnie o pewnym drobnym szczególe, jedynymktóry mógłby go na długo oddalić od skarbu: w tym kraju wszyscy mówili po ara

Zbliżył się właściciel gospody i chłopiec na migi wskazał na napój, który akuratpodano na sąsiedni stół. Była to gorzka herbata, a on miał wielką ochotę napić sięwina.

20

Page 21: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 21/93

Page 22: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 22/93

Page 23: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 23/93

miedzianych mis, mężczyźni trzymali się za ręce, kobiety zawoalowane byłyczarczafami, a dookoła unosił się zapach nieznanych potraw... I nigdzie, doprawdnigdzie, nie było śladu po jego towarzyszu.

Usiłował łudzić się jeszcze, że stracili się z oczu przypadkiem. Postanowił nie russię z miejsca i czekać cierpliwie na powrót towarzysza. Po chwili jakiś człowiekwszedł na jedną z wież minaretu i zaczął śpiewnie nawoływać do modlitwy. Wszyuklękli, bili czołem o ziemię i modlili się razem z nim. Potem, jak rodzina pracowmrówek, złożyli swoje stragany i odeszli.

Słońce też odchodziło. Młodzieniec patrzył długo, aż skryło się całkowicie za biadomami otaczającymi plac. Uświadomił sobie, że kiedy to samo słońce wschodzidzisiejszego ranka, on znajdował się na innym kontynencie, był pasterzem, miałsześćdziesiąt owiec i umówione spotkanie z dziewczyną. Dopóki wędrował po po

i pastwiskach, już z rana wiedział, co przyniesie mu dzień.Tymczasem słońce kryło się za widnokręgiem, a on był już w innym kraju, obcy obcej ziemi, nie rozumiejący ani słowa z języka, jakim się tu mówiło. Nie był jużpasterzem i nie miał ani grosza, by wrócić i rozpocząć wszystko na nowo.

„A wszystko to stało się między wschodem i zachodem tego samego słońca” -pomyślał. Rozczulił się sam nad sobą, rozmyślając nad tym, że pewne rzeczy wżyciu, nim jeszcze zdążymy się do nich przyzwyczaić, zmieniają się w czasiekrótszym od jednego krzyku.

Wstydził się swoich łez. Nigdy dotąd nie płakał, nawet przed własnymi owcami.Tymczasem targ opustoszał zupełnie, a on był daleko od swojej ojczyzny.

Zapłakał. Płakał, bo Bóg nie był sprawiedliwy. Czyżby w ten sposób nagradzał zawiarę we własne marzenia? - „Z moimi owcami byłem szczęśliwy, rozsiewałem wsiebie pogodę ducha, a ludzie widząc, że nadchodzę, gościli mnie chętnie.

Dziś jestem smutny i nieszczęśliwy. Co mam począć? Stanę się zgorzkniały i strazaufanie do ludzi, bo zawiódł mnie jeden człowiek. Będę ział nienawiścią do tychodnaleźli swoje skarby, bo ja sam nie dotarłem do mojego. I zawsze będę dbał tylo tę odrobinę, którą posiadam, bo jestem za maluczki by mieć cały świat”.

Otworzył worek, by zobaczyć, co jest w środku. Miał nadzieję znaleźć tam choćokruch chleba, który jadł na statku. Ale natrafił tylko na grubą książkę, płaszcz i kamyki, które podarował mu starzec.

Gdy na nie spojrzał, poczuł ogromną ulgę. Wymienił sześć owiec na te dwadrogocenne klejnoty ze złotego napierśnika króla. Zawsze mógł je przecież sprzei kupić sobie bilet powrotny. „Na przyszłość będę mądrzejszy - postanowił chłopiwyjmując kamienie z worka i chowając je głęboko do kieszeni. - Jestem w porcietamten w jednym przynajmniej nie skłamał - porty są zawsze pełne złodziei”.

23

Page 24: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 24/93

Teraz dopiero stało się dla niego jasne wzburzenie właściciela gospody, który napewno próbował go ostrzec przed tamtym człowiekiem. - „Okazuje się, że jestem jak wszyscy ludzie - widzę świat nie takim jaki jest, lecz jakim chciałbym go wid

Oglądał kamyki. Dotykał delikatnie raz jednego, raz drugiego wyczuwając ich ciegładką powierzchnię. One były jego skarbem. Sam ich dotyk ukoił go. Przypominmu starca. „Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnby udało ci się to osiągnąć” - powiedział mu starzec. Chciał przekonać się, ile byłtym prawdy. Znalazł się tu, na pustym placu targowym, bez grosza przy duszy i bowiec, których trzeba doglądać dzień i noc. Ale miał dwa kamyki, a one byłydowodem na to, że spotkał króla - króla, który znał całą historię jego życia, wiedzstrzelbie ojca i o pierwszej rozkoszy.

„Te kamienie służą do przepowiadania przyszłości. Nazywają się Urim i Tumim”

Włożył kamyki z powrotem do worka i postanowił wypróbować ich moc. Staruszzaznaczył, że pytania mają być jasne, bo kamyki pomagają tylko temu, kto wie,czego chce.

Chłopiec spytał więc, czy ma jeszcze ze sobą błogosławieństwo starego króla.

Wyciągnął jeden kamyk. - „Tak”.

- Czy znajdę mój skarb? - pytał dalej.

Wsunął rękę do worka i już miał wyjąć jeden z kamieni, gdy nagle oba wypadły pdziurę. Do tej pory nie zauważył, że worek był rozdarty. Pochylił się, żeby je podz ziemi. Kiedy jednak spojrzał na nie, jeszcze jedna myśl zaświtała mu w głowie.

„Naucz się szanować znaki i iść ich śladem” - mówił stary król.

Znak. Uśmiechnął się sam do siebie. Podniósł oba kamyki z ziemi i wsunął je napowrót do worka. Nie zamierzał wcale łatać dziury - kamienie będą mogły wyślizsię z worka, kiedy tylko tego zechcą. Pojął, że istnieją na świecie rzeczy, o które trzeba pytać - by nie uciec od własnego przeznaczenia. „Obiecałem przecieżsamodzielnie podejmować decyzje” - powiedział do siebie.Lecz kamienie pozwoliły mu zrozumieć, że starzec jest ciągle przy nim i to dodałotuchy. Znów spojrzał na opustoszałe targowisko, ale tym razem nie czul sięzrozpaczony. Nie był to już obcy świat, był to świat nowy.

A przecież tego właśnie pragnął - poznawać nowe światy. Nawet gdyby nigdy niedotarł do piramid, i tak już zaszedł dalej niż pasterze, których znał. - „Ach, gdybymogli wiedzieć, że zaledwie o dwie godziny drogi statkiem istnieją rzeczy takosobliwe”.

24

Page 25: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 25/93

Page 26: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 26/93

Postanowił powłóczyć się bez celu po wąskich uliczkach Tangeru - tylko w tensposób uda mu się dostrzec znaki. Wymaga to na pewno sporo cierpliwości, alecierpliwość to pierwsza cnota, jaką zdobywa pasterz. Po raz kolejny zrozumiał, żtym obcym świecie obowiązują te same prawidła, których nauczyły go owce.

„Wszystko jest jednym” - mówił starzec.

Sprzedawca Kryształów patrzył na budzący się dzień i w sercu czuł ten samniepokój, którego doznawał każdego ranka. Od trzydziestu lat prowadził sklep w samym miejscu, u szczytu stromej uliczki, gdzie rzadko docierali klienci. Teraz b już za późno, by cokolwiek zmienić. Handel kryształami okazał się jedynym zajęktórego nauczył się w życiu. Niegdyś wielu ludzi znało jego sklep. Przychodzili tarabscy kupcy, francuscy i angielscy geologowie, niemieccy żołnierze, wszyscy zkieszeniami wypchanymi pieniędzmi. Handel kryształami był wtedy wielką przyg

widział już oczami wyobraźni jak na starość staje się bajecznie bogaty i stać go nnajpiękniejsze kobiety.

Lecz czas mijał, a wraz z nim zmieniało się miasto. Ceucie wiodło się teraz lepiejTangerowi i interesy podupadły. Jego sąsiedzi, inni sklepikarze, wynieśli się gdziindziej, i wkrótce w uliczce pozostało zaledwie kilka sklepów. A nikt przecież niebędzie wspinał się tak wysoko dla kilku marnych sklepików.

Sprzedawca Kryształów nie miał wyboru. Przeżył trzydzieści lat kupując i sprzedkryształy. I dziś było już o wiele za późno, by to zmienić.

Cały ranek obserwował niewielki ruch na swej małej ulicy. Przez wszystkie te latpoznał już rytm dnia jej mieszkańców i przygodnych przechodniów. Na kilka minprzed porą obiadową jakiś cudzoziemiec zatrzymał się przed oknem jego wystawchoć ubrany był tak jak wszyscy, to wytrawne oko Sprzedawcy Kryształów bez trodgadło, że nie miał grosza przy duszy. A jednak po - stanowił wejść do sklepikutam zaczekać, dopóki młody człowiek sobie nie pójdzie.

Na drzwiach wisiała tabliczka obwieszczająca, że mówi się tu wieloma językamiMłodzieniec zobaczył, że za ladą ktoś się pojawił.

- Jeśli sobie życzysz, mogę oczyścić wszystkie te wazy. W takim stanie nikt niezechce ich nigdy kupić.

Sprzedawca przyglądał mu się bez słowa. - W zamian dasz mi coś do jedzenia.Zgoda?

Sprzedawca milczał dalej. Młodzieniec zrozumiał, że musi sam podjąć jakąś decyW worku miał ciągle płaszcz, którego nie będzie przecież potrzebował na pustyniWyjął go więc i zabrał się za czyszczenie naczyń. Przez pół godziny odkurzyłwszystkie kryształy z wystawy. W tym krótkim czasie odwiedziło sklep dwóchklientów i obaj kupili kilka kryształów.

26

Page 27: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 27/93

Kiedy skończył, poprosił kupca o coś do jedzenia.

- Chodźmy na obiad - powiedział Sprzedawca Kryształów.

Zawiesił na drzwiach tabliczkę i poszli do maleńkiej jadłodajni na samym końcu Gdy tylko usiedli, Sprzedawca Kryształów rzekł z uśmiechem:

- Doprawdy, nie musiałeś się trudzić - powiedział. - Prawo Koranu nakazuje nakakażdego, kto jest głodny.

- Więc dlaczego pozwoliłeś mi zrobić to wszystko? - spytał młody człowiek.

- Bo kryształy były zakurzone. I tak ty, jak i ja, potrzebowaliśmy oczyścić nasze ze złych myśli.

Kiedy skończyli jeść, Sprzedawca zwrócił się do młodzieńca:

- Chciałbym, żebyś pracował w moim sklepie. Dziś, kiedy czyściłeś kryształy,nadeszło dwóch klientów. To dobry znak.

„Ludzie wiele mówią o znakach - rozmyślał pasterz. - Ale sami nie wiedzą dokłado czym mówią. Tak samo jak i ja przez całe lata nie spostrzegłem nigdy, żeporozumiewałem się z moimi owcami językiem bez słów”.

- No więc chcesz pracować dla mnie? - nalegał Sprzedawca Kryształów.

- Mogę zostać do końca dnia - odpowiedział chłopiec. - Do świtu odkurzę wszystkryształy w sklepie. W zamian potrzebuję pieniędzy, by jutro znaleźć się w Egipc

Stary człowiek wybuchnął śmiechem.

- Choćbyś czyścił moje kryształy przez cały rok, choćbyś dostał wysoką prowizjęsprzedaży każdego z nich, to musiałbyś jeszcze pożyczyć sporo pieniędzy, by módotrzeć do Egiptu. Bo tysiące kilometrów piaszczystej pustyni dzielą Tanger od

Piramid.Nastała chwila ciszy tak wielkiej, że wydało się jakby cale miasto nagle zasnęło. było tam już ani bazarów, ani kłótni przekupniów, ani muezinów wdrapujących siminarety i ich śpiewu, nie było pięknych szabli z bogato wysadzanymi rękojeśćmNie było też nadziei i przygód, zniknęli gdzieś starzy królowie i Własne Legendyprzepadły skarby i piramidy... Tak jakby cały świat zamarł - bo zamilkła duszamłodego człowieka. Nie było ani bólu, ani cierpienia, ani rozczarowań. Zostało typuste spojrzenie przenikające drzwi baru i bezgraniczne pragnienie śmierci, by wciągu tej jednej chwili wszystko skończyło się na zawsze.

27

Page 28: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 28/93

Sprzedawca spojrzał na chłopca osłupiały. W jednej chwili uszła z młodego człowcała radość życia, która tak zachwyciła kupca tego ranka.

- Mogę dać ci dość pieniędzy, byś mógł wrócić do twojego kraju, synu - odezwałSprzedawca Kryształów.

Młodzieniec siedział bez słowa. Potem wstał, poprawił na sobie ubranie, podniósziemi worek.

- Przyjmuję te posadę u ciebie - powiedział. A po dłuższej chwili milczenia dodałkoniec:

- Potrzeba mi będzie pieniędzy na kupno paru owiec.

2

Minął już prawie miesiąc odkąd zaczął terminować u Sprzedawcy Kryształów. Nbyło to jednak zajęcie, które by go uszczęśliwiało w pełni. Sprzedawca nieustanngderał za ladą, ciągle napominając go, by uważał na kryształy i czegoś nie stłukł.

Młody człowiek nic sobie z tego nie robił, bo choć Sprzedawca był starym zrzędąnade wszystko był jednak człowiekiem uczciwym. Dawał mu godziwy procent odutargu i młodzieniec zdołał już zebrać sporą sumkę. Tego ranka wyliczył sobie, ż jeśli będzie pracował w tym rytmie co dotąd, to potrzeba mu jeszcze całego roku

kupić stado owiec.- Chciałbym wystawić kryształy na ulicę - powiedział któregoś dnia do swegochlebodawcy. - Gdyby stragan stał przed sklepem, przyciągałby uwagę ludziprzechodzących dołem.

- Nie widziałem nigdy dotąd czegoś podobnego - odparł Sprzedawca. - Taki stragłatwo potrącić i kryształy się potłuką.

- Podczas wędrówek przez pola, moje owce w każdej chwili narażone byty na

ukąszenie węża. Ale ryzyko zawsze towarzyszy życiu pasterza i jego stada.Sprzedawca odszedł obsłużyć kogoś, kto prosił o trzy kryształowe wazy. Interesyteraz świetnie, jak gdyby czas cofnął się do epoki, kiedy ta uliczka była jedną zgłównych atrakcji Tangeru.

- Ruch w sklepie jest coraz większy - odezwał się kupiec, gdy zostali już sami. -Pieniądze, które zarabiamy, pozwalają mi lepiej żyć, a tobie niebawem odzyskaćowce. Po co żądać więcej od życia?

- Bo należy iść śladem znaków - odpowiedział bezwiednie młodzieniec i natychmpożałował swoich słów, bo przecież Sprzedawca nigdy nie spotkał króla.

28

Page 29: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 29/93

„To Zasada Przychylności, szczęście początkującego. Bo los pragnie byś spełniłswoją Własną Legendę” - powiedział mu niegdyś starzec.

A jednak Sprzedawca dobrze rozumiał, o czym mówił młody człowiek. Już samaobecność w sklepie była dobrą wróżbą, Mijały dni, do kasy napływały pieniądze razu nie pożałował, że zatrudnił młodego Hiszpana, nawet jeśli płacił mu więcej nbyło przyjęte. Na początku zaofiarował mu dosyć wysoką prowizję, nie spodziewsię, że utarg tak raptownie się zwiększy i jakby przeczuwając, że młody człowiekniedługo powróci do swoich owiec.

- Dlaczego chciałeś zobaczyć Piramidy? - spytał, pragnąc oddalić temat straganuprzed sklepem.

- Bo często mi o nich opowiadano - odrzekł chłopiec, by nie zdradzić się ani słow

o swoim śnie. Skarb stał się teraz dla niego bolesnym wspomnieniem i z całych sstarał się o nim nie myśleć.

- Nie znam tu nikogo, kto byłby gotów przemierzyć całą pustynię po to jedynie, bzobaczyć piramidy - rzekł Sprzedawca Kryształów. - To przecież tylko sterta kamSam możesz sobie usypać taką piramidę we własnym ogrodzie.

- Widocznie nigdy nie marzyłeś o podróżach - odpowiedział młodzieniec i odszedobsłużyć klienta, który właśnie wszedł.

Dwa dni później Sprzedawca sam nawiązał do kwestii straganu przed sklepem.- Nie lubię zmian - powiedział. - Ani ty, ani ja, nie jesteśmy tak bogaci jak kupiecHassan. Jemu pomyłka przy kupnie towarów niewiele zaszkodzi. My natomiastmusimy drogo płacić za nasze błędy.

„To prawda” - pomyślał młodzieniec.

- Powiedz mi, dlaczego tak upierasz się przy tym straganie? - zapytał Sprzedawca

- Posłuchaj, pragnę jak najszybciej wrócić do moich owiec. Jeśli szczęście się do uśmiecha, to trzeba z tego korzystać i starać się mu dopomóc, tak jak ono pomagnam. Nazywa się to Zasadą Przychylności lub inaczej Szczęściem Początkująceg

Stary kupiec milczał przez chwilę, po czym rzekł.

- Prorok dal nam Koran i nakazał przestrzegać w życiu zaledwie pięciu reguł.Najważniejsza z nich mówi, że istnieje tylko jeden Bóg. Pozostałe, to modlitwa prazy dziennie, ścisły post w miesiącu Ramadan i jałmużna dla żebraków.

29

Page 30: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 30/93

I zamilkł. Oczy zaszły mu łzami, kiedy mówił o Proroku. Był człowiekiem pełnyżarliwej wiary i choć czasem zdarzało mu się popaść w gniew, to jednak zawszestarał się żyć w zgodzie z muzułmańskim prawem.

- A jaka jest piąta reguła? - spytał młodzieniec.

- Dwa dni temu powiedziałeś mi, że nie marzyłem nigdy o podróżach - odrzekłSprzedawca. - Otóż piątym obowiązkiem każdego muzułmanina jest właśnie podPrzynajmniej raz w życiu powinniśmy udać się do świętego miasta, Mekki.

A Mekka leży jeszcze dalej niż Piramidy. W młodości udało mi się zgromadzić trpieniędzy, ale wtedy wolałem otworzyć ten sklep. Miałem nadzieję, że pewnego stanę się bogaty, a wtedy wyruszę do Mekki. I rzeczywiście, zacząłem zarabiaćpieniądze, ale nie mogłem nikomu powierzyć pieczy nad moimi kryształami, bo s

przecież zbyt delikatne. W tym czasie przez mój sklep często przewijali się pątnidrodze do Mekki. Byli wśród nich pielgrzymi zamożni, otoczeni sługami i setką wielbłądów, ale większość podróżnych była jeszcze biedniejsza niż ja.

Wszyscy ruszali w drogę, wracali szczęśliwi, a na drzwiach swoich domostwwywieszali świadectwa odbytej pielgrzymki. Pewien szewc, który żył z naprawybutów, wyznał mi kiedyś, że niemal rok wędrował przez pustynię, ale o wiele barmęczyło go, kiedy krążył po dzielnicach Tangeru w poszukiwaniu garbowanej sk

- Dlaczego zatem dziś nie ruszasz do Mekki? - spytał miody człowiek.

- Bo to Mekka trzyma mnie przy życiu. To ona dodaje mi sił, by znieść wszystkie jednostajne dni, owe milczące kryształowe naczynia na półkach, obiady i wieczerw tej podłej jadłodajni. Obawiam się, że kiedy moje marzenie się ziści, nie będę jmiał w życiu żadnego innego celu.

Ty marzysz o owcach i o piramidach. Różnisz się ode mnie tym, że pragniesz speswoje marzenia. Ja natomiast pragnę o Mekce jedynie marzyć. Wyobrażałem jużsobie tysiące razy jak przeprawiam się przez pustynię, jak dochodzę do placu, naktórym stoi Czarny Kamień, jak siedem razy okrążam go, zanim dotknę. Widzę jukto będzie stał u mego boku, kto przede mną, słyszę słowa, które ze sobą zamienii modlitwy jakie zmówimy wspólnie. Lękam się jednak utraty złudzeń, więc wolępozostać w świecie marzeń.

Jeszcze tego samego dnia, Sprzedawca zgodził się na wystawienie straganu zkryształami. Każdy ma prawo marzyć inaczej.

Znowu minęły dwa miesiące. Wystawiona na ulicę półka przyciągnęła do sklepu kryształami wielu nowych nabywców. Młodzieniec wyliczył, że pracując jeszcze sześć miesięcy, mógłby wrócić do Hiszpanii i kupić sześćdziesiąt owiec, a możenawet i drugie sześćdziesiąt. W niecałe pół roku podwoiłby więc swoje stado, a żudało mu się nauczyć tego dziwacznego języka, mógłby prowadzić handel z

30

Page 31: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 31/93

Page 32: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 32/93

dokładnie taka przestrzeń, jakiej zawsze pragnąłem, l nie chcę tego zmieniać, bo wiem jak. Ot, przywykłem do siebie takiego, jakim jestem.

Miody człowiek nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Kupiec ciągnął dalej:

- Byłeś dla mnie prawdziwym błogosławieństwem. I dziś wiem jedno -błogosławieństwo, na które się nie godzimy, z czasem obraca się w przekleństwoNie oczekuję już niczego od życia. A ty zmuszasz mnie, bym dojrzał bogactwa ihoryzonty, które przerastają moją wyobraźnię. Teraz kiedy je zobaczyłem iprzeczułem ogrom moich możliwości, czuję się gorzej niż kiedykolwiek przedtemwiem, że mogę zdobyć wszystko, tylko tego nie chcę.

„Jakie to szczęście, że nie pisnąłem ani słowa sprzedawcy prażonej kukurydzy” -pomyślał z ulgą chłopiec.

Jakiś czas jeszcze palili nargilę a słońce kryło się powoli za horyzont. Rozmawialarabsku i młodzieniec był z siebie rad, że włada już biegle tym językiem. Kiedyśsądził, że owce mogą nauczyć go wszystkiego o świecie. A przecież nie były w stnauczyć go arabskiego.

„Zapewne są inne rzeczy, których owce nie potrafią - myślał, patrząc w milczeniuSprzedawcę Kryształów. - Bo one szukają tylko wody i pożywienia. Myślę, że toone mnie uczą, to ja się uczę”.

- Mektub - rzeki w końcu Sprzedawca.- Co to znaczy ?

- Musiałbyś urodzić się Arabem, żeby to zrozumieć - odpowiedział. - Ale można przełożyć jako „Jest zapisane”.

I gasząc żarzącą się jeszcze nargilę, oświadczył, że już nazajutrz młody człowiekmoże sprzedawać herbatę w kryształowych naczyniach. Czasem trudno utrzymaćryzach strumień życia.

Ludzie pięli się pod górę stromą uliczką i zadyszani przystawali na szczycie. Wteich wzrok napotykał sklep z cudownymi kryształami. Podawano tu orzeźwiającą herbatę z liśćmi mięty. Wchodzili chętnie do środka i z pięknych kryształowychnaczyń pili herbatę.

- Mojej żonie nie przyszłoby to nigdy do głowy - uświadamiał sobie ktoś i kupowkilka kryształowych pucharów, by ich przepychem olśnić zaproszonych na wieczgości. Inny zapewniał, że herbata podana w kryształach jest smaczniejsza, bokryształ najlepiej przechowuje jej aromat. Jeszcze inny twierdził, że na Wschodzitradycyjnie podaje się herbatę w naczyniach z kryształu, ze względu na jegomagiczne właściwości.

32

Page 33: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 33/93

Wieść szybko obiegła okolicę i tłumy ciekawskich wspinały się na wzgórze tylkoto, by ujrzeć na własne oczy sklep, który wprowadzał coś nowego do tej starej gahandlu. Jak grzyby po deszczu powstawały inne sklepy z herbatą podawaną wkryształowych szklankach, ale ponieważ nie stały na szczycie góry, ziałynieodmiennie pustką.

Wkrótce Sprzedawca musiał zatrudnić jeszcze dwóch pomocników. A wraz zkryształami zaczął sprowadzać niezmierne ilości herbaty spijanej codziennie przekobiety i mężczyzn spragnionych nowości.

I tak upłynęło jeszcze sześć miesięcy.

Młodzieniec ocknął się ze snu przed wschodem słońca. Dziś właśnie mijało jedenaście miesięcy i dziewięć dni od chwili, gdy po raz pierwszy postawił stopę

afrykańskiej ziemi.Przywdział kupiony specjalnie na ren dzień arabski strój z białego lnu. Owiną! głchustą i ścisnął przepaską z wielbłądziej skóry. Na stopy wsunął nowe sandały iwyszedł bezszelestnie.

Miasto jeszcze spało. Zjadł ze smakiem kromkę sezamowego chleba i popił gorącherbatą z kryształowego pucharu. Usiadł na progu sklepu paląc samotnie nargilę.

Palił w ciszy nie myśląc o niczym, nie słysząc niczego poza jednostajnym szume

wiatru, niosącym ze sobą zapach pustyni. Zgasił fajkę, wsunął rękę do kieszeni iprzez chwile przyglądał się temu, co stamtąd wyjął.

Była to pokaźna suma pieniędzy. Wystarczająca, by kupić sto dwadzieścia owiecbilet powrotny i pozwolenie na zamorski handel.

Czekał cierpliwie, aż stary kupiec wstanie i otworzy sklep. Wtedy obaj poszli napsię herbaty.

- Dziś odchodzę - rzekł młodzieniec. - Mam dość pieniędzy na kupno owiec. Zaś

masz pieniądze na pielgrzymkę do Mekki.Stary człowiek nie powiedział nic.

- Daj mi proszę błogosławieństwo na drogę - poprosił chłopiec. - Wiele cizawdzięczam.

Stary w milczeniu parzył herbatę. Wreszcie odwrócił się:

- Jestem z ciebie dumny - powiedział. - To ty wniosłeś duszę w mój sklep z

kryształami. Ale wiesz dobrze, że nie pójdę do Mekki. Tak jak ty nie kupisz owie

33

Page 34: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 34/93

Page 35: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 35/93

słodyczy, pierwszego dnia w Tangerze, kiedy nie miał dokąd iść i co jeść - tamtenuśmiech też przypomina! Starego Króla. „Zupełnie tak, jakby on tędy przechodzistawiał ślady - pomyślał. - I jakby każda z tych osób poznała już Starego Króla wktórymś momencie swojego życia. Król nie kłamał, kiedy mówił, że zawsze ukazsię temu, kto żyje Własną Legendą”.

Wyszedł nie żegnając się ze Sprzedawcą Kryształów. Nie chciał płakać, a nuż ktomógłby to zobaczyć? Ale będzie tęsknił do dni spędzonych tutaj i do wszystkiegoczego się tu nauczył. Przybyło mu wiary w siebie i znów poczuł chęć do zdobywświata.

„A mimo to wracam na dawne pastwiska, by znów prowadzić owce” - pomyślał. myśl już go nie cieszyła. Pracował cały rok, by mogło się spełnić jego marzenie, dziś siła tego marzenia słabła z każdą chwilą. Może tak naprawdę wcale nie o tym

marzył?Kto wie, czy nie lepiej żyć tak jak Sprzedawca Kryształów - nigdy nie iść do Mekzadowalać się jedynie chęcią jej poznania? Ale ściskał mocno w dłoni Urim i Tuma te kamienie przekazywały mu siłę i wolę Starego Króla. Dziwnym zbiegiemokoliczności - albo, jak pomyślał, za sprawą jeszcze jednego znaku - znalazł się wsamej gospodzie, do której trafił pierwszego dnia pobytu w Tangerze. Po złodziejdawno nie było już śladu. Właściciel postawił przed nim szklankę herbaty.

„Zawsze będę mógł jeszcze wrócić do pasterstwa - dumał. - Nauczyłem się dbać owce i nijak tego nie zapomnę. A może nigdy więcej nie nadarzy mi się sposobnoby zobaczyć egipskie piramidy? Starzec nosił złoty napierśnik i znał historię mojeżycia. To był prawdziwy król, mądry król.”

Był zaledwie o dwie godziny drogi statkiem od andaluzyjskich równin, a od Piramdzieliła go cała pustynia. Pomyślał, że mógłby na wszystko, co mu się dziśwydarzało, spojrzeć pod innym kątem: tak naprawdę zbliżył się o te dwie godzinydrogi do skarbu. Nawet jeśli na to, by tu dotrzeć, poświęcił cały rok.

„Wiem dobrze, dlaczego chcę wrócić do owiec. Znam je dobrze, nie przysparzająwielu kłopotów i można je kochać. Nie wiem, czy można kochać pustynię, choć twłaśnie pustynia ukryła gdzieś mój skarb. Jeśli nie uda mi się go odnaleźć, zawsz jeszcze będę mógł wrócić do siebie. Niespodziewanie los dał mi dość pieniędzy, aczas nigdzie mnie nie popędza. Dlaczego więc nie spróbować?”

Poczuł nagle niezwykłą lekkość w sercu. Zawsze mógł wrócić do pasterstwa. Zawmógł wrócić do Sprzedawcy Kryształów. Może na świecie było wiele ukrytychskarbów, ale on miał powtarzający się sen i spotkał króla. A to nie przydarza siękażdemu.

35

Page 36: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 36/93

Page 37: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 37/93

się tutaj, w tym składzie, który przypominał stajnię. Tymczasem na podwórzu trwprzygotowania do wymarszu wielkiej karawany, która miała przejść przez Saharę

A szlak tej karawany prowadził właśnie przez Fajum.

- Muszę koniecznie spotkać tego przeklętego Alchemika - myślał Anglik.

I smród bydła stał się łatwiejszy do zniesienia.

Jakiś młody Arab, obładowany jak on pakunkami, wszedł do budynku i pozdrowiAnglika.

- Dokąd się wybierasz? - spytał od razu.

- Na pustynię - odrzekł Anglik i wrócił do swojej lektury. W tej chwili wcale nie mochoty na jakąkolwiek rozmowę. Pragnął bowiem ułożyć sobie w głowie wszystkczego nauczył się w ciągu dziesięciu lat, gdyż Alchemik z pewnością wystawi napróbę jego wiedzę.

Młody Arab również sięgnął po książkę i zaczął czytać w swoim kącie. Książkanapisana była po hiszpańsku. - Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności - pomyślałAnglik. Władał hiszpańskim lepiej niż arabskim, i jeśli ten chłopak wybierał sięrównież do Fajum, będzie miał przynajmniej z kim porozmawiać, kiedy już przeszajmować się wszystkimi istotnymi kwestiami.

„To jednak zabawne - pomyślał młodzieniec, próbując po raz kolejny przeczytać pogrzebu, którym rozpoczynała się opowieść. - Oto upłynął niemal rok od czasu,kiedy sięgnąłem po te książkę i ciągle nie udaje mi się przebrnąć przez tych kilkastron”. Choć brakowało tu króla, który mógłby mu przerywać lekturę, nie był się stanie skupić. Nadal niczego nie postanowił. Ale teraz zrozumiał nareszcie rzeczistotną - postanowienia są zaledwie początkiem. Kiedy człowiek podejmuje już dcyzję, to trochę tak jakby skoczył w wartki strumień, który porywa go w kierunku jakim mu się nawet nie śniło, w chwili gdy ją podejmował.

„Kiedy postanowiłem wyruszyć na poszukiwanie skarbu, nawet nie przyszło mi dgłowy, że będę kiedykolwiek pracował w sklepie z kryształami - pomyślał, próbuprzekonać sam siebie. - Podobnie rzecz się ma z tą karawaną, wprawdzie pasuje ddecyzji, którą podjąłem, jednak jej szlak jest jedną wielką niewiadomą.”

Naprzeciw niego siedział jakiś człowiek z Europy, który również czytał książkę. Bdość gburowaty. Kiedy młodzieniec wszedł tu, tamten rzucił mu pogardliwespojrzenie. Mogliby stać się przyjaciółmi, ale Europejczyk przeciął sprawę krótko

Młody człowiek zamknął książkę. Nie chciał w oczach tutejszych ludzi upodabniw niczym do tego Europejczyka. Wyciągnął z kieszeni dwa kamyki, Urim i Tumizaczął się nimi bawić. Cudzoziemiec wykrzyknął:

37

Page 38: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 38/93

Page 39: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 39/93

Page 40: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 40/93

wskoczyli w siodła. Młodzieniec z Anglikiem kupili wielbłądy i z trudem udało ina nie wdrapać. Chłopiec czuł litość dla zwierzęcia, które Anglik objuczył kuframpełnymi książek.

- Zbiegi okoliczności nie istnieją - rzekł Anglik, nawiązując do rozmowy zaczętejskładzie. - Jeden z przyjaciół radził mi tu przyjechać, ponieważ poznał Araba, któ

Karawana ruszyła w drogę i nie sposób było dosłyszeć, co mówił dalej. Ale młodczłowiek dobrze wiedział, że chodziło o ów tajemniczy łańcuch zdarzeń, który sp jedne rzeczy z drugimi. To on sprawił, że został pasterzem, śnił dwa razy z rzędu sam sen, znalazł się w mieście położonym niedaleko Afryki, spotkał króla, straciłswój dobytek, by na koniec poznać Sprzedawcę Kryształów i...

„Im bardziej zbliżamy się do naszych marzeń, tym bardziej Własna Legenda staje

jedyną prawdziwą racją bytu” - pomyślał.Karawana podążała na wschód. Wyruszała wczesnym rankiem, zatrzymywała, gdsłońce sta - to w zenicie i podejmowała na nowo wędrówkę, gdy chowało się zawidnokrąg. Młodzieniec niewiele rozmawiał z Anglikiem, który większość czasuspędzał zatopiony w swoich książkach.

Obserwował w milczeniu wędrówkę zwierząt i ludzi przez pustynię. Wszystko byodmienne niż w dniu wymarszu. Tamten dzień był pełen zgiełku, nawoływań, pładzieci, odgłosów zwierząt, przeplatanych tu i ówdzie niecierpliwymi rozkazami

przewodników i kupców.Na pustyni nie było nic, poza odwiecznym wiatrem, ciszą i odgłosem zwierzęcyckopyt. Nawet przewodnicy niewiele ze sobą mówili.

- Wiele razy przemierzyłem już ten ocean piasku - odezwał się pewnego wieczoru jeden z wielbłądników. - Ale pustynia jest tak nieogarniona, a horyzont tak odległczłowiek czuje się tu maleńki i pogrąża w milczeniu.

Młodzieniec pojął w lot, o czym mówił poganiacz wielbłądów, choć nigdy dotąd wędrował przez pustynię. Zawsze, gdy spoglądał na morze lub w ogień, potrafiłsiedzieć całymi godzinami bez słowa, zauroczony bezmiarem i mocą żywiołów.

„Uczyłem się już od owiec i od kryształów - pomyślał. - Dlaczego nie miałbym siuczyć od pustyni? Wydaje się ona jeszcze starsza i jeszcze bardziej przepełnionamądrością”.

Wiatr nie ustawał ani na chwilę. Przypomniał sobie dzień, kiedy czuł na sobie jegpowiew, siedząc na murach obronnych Tarify. Może teraz właśnie wiatr gładziłmięciutkie runo owiec snujących się po andaluzyjskich polach w poszukiwaniu wpożywienia?

40

Page 41: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 41/93

„To już nie moje owce - rzekł do siebie bez żalu. - Na pewno dawno już przywyknowego pasterza i zapomniały o mnie. Tym lepiej. Kto jak owce żyje wędrówką, dobrze, że zawsze nadchodzi taka chwila, kiedy trzeba odejść”.

Potem przywołał w pamięci córkę kupca. Był pewien, że dawno już wyszła za mąMoże za sprzedawcę prażonej kukurydzy, albo za innego pasterza, który, tak jak opotrafił czytać i opowiadał jej niezwykłe historie. Nie był w końcu jedyny. Lecz tzrodziła w nim niepokój. Czy teraz właśnie docierał do owego osławionego JęzykWszechświata, który zna przeszłość i teraźniejszość wszystkich ludzi? „Toprzeczucia” - mawiała często matka. Zaczynał pojmować, że przeczucia są nagłyskokiem duszy w ów kosmiczny nurt życia, w głębi którego dzieje wszystkich ludsplatają się w jedno. I można tam dojrzeć wszystko, gdyż wszystko jest tamzapisane.

- Mektub - powiedział, myśląc o Sprzedawcy Kryształów.Pustynia była raz piaszczysta, to znowu skalista. Zdarzało się, że dotarłszy dowielkiego bloku skalnego, karawana go tylko okrążała, jeśli zaś było to skupiskokamieni, musiała obchodzić je wielkim lukiem. Gdy piasek był zbyt drobny dla wbłądzich kopyt, szukano przejścia tam, gdzie był lepiej ubity. Czasami, w miejscudawnego jeziora, grunt pokryty byt kryształami soli. Kiedy zwierzęta byływyczerpane, poganiacze zeskakiwali z siodeł, rozjuczali zwierzęta, pomagali imprzebrnąć przez karkołomne miejsca, a potem juczyli je na nowo. Jeśli zachorowlub umarł któryś z przewodników, reszta ciągnęła losy, by wybrać jego zastępcę.

I nieważne było, że karawana musiała czasami zbaczać z drogi, i tak zmierzałazawsze do raz wytyczonego celu. Po pokonaniu przeszkód, znowu odnajdowała nniebie gwiazdę, która wiodła ją do oazy. A gdy ludzie czuli nad sobą ową gwiazdpołyskującą o świcie, wiedzieli, że pokazywała im miejsce, gdzie kobiet, wody idaktyli jest pod dostatkiem. Jeden tylko Anglik niczego nie dostrzegał, zatopionyswoich uczonych księgach.

W pierwszych dniach podróży młodzieniec również usiłował czytać. Szybko jednpojął, o ile ciekawiej jest przyglądać się karawanie i słuchać wiatru. A gdy tylko lpoznał swego wielbłąda i zaczął się do niego przywiązywać, zaraz wyrzucił preczksiążkę. Był to niepotrzebny balast, choć przesadnie wierzył, że zawsze, ilekroćotwierał książkę, spotykał ciekawych ludzi.

Zaprzyjaźnił się z jednym z przewodników, który często podążał obok mego. Nawieczornych postojach przy ognisku opowiadał mu o swoich przygodach z czasógdy był jeszcze pasterzem.

Podczas jednej z rozmów wielbłądnik jemu z kolei zaczął wspominać swoje losy

41

Page 42: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 42/93

Page 43: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 43/93

I skończył, wypowiadając tajemnicze słowo „Mektub”.

- Powinieneś baczniej przyglądać się karawanie - powiedział miody człowiek doAnglika, gdy tylko przewodnik odszedł. - Wprawdzie czasem musi nadłożyć kawdrogi, ale dniem i nocą dąży niestrudzenie do tego samego celu.

- A ty powinieneś więcej czytać o świecie - odparł Anglik. - Książki są jak karaw

Długi korowód ludzi i jucznych zwierząt przyspieszył odtąd nieco kroku. Ciszapanowała już nie tylko w ciągu dnia. Powoli zaczynała wkradać się również wwieczory, kiedy zazwyczaj gawędzono przy ognisku. Któregoś dnia przywódcakarawany zabronił rozpalania w nocy ognia, by nie ściągać na siebie uwagi.

Podróżni układali się na spoczynek pospołu, a śpiące wokół zwierzęta chroniły ic

przed nocnym chłodem. Przywódca ustawił również uzbrojone straże w pobliżuobozowiska.

Pewnej nocy Anglik długo nie mógł zasnąć. Odszukał Hiszpana i razem wybrali sna pobliskie wydmy. Na niebie świecił księżyc w pełni. Młodzieniec opowiedziałAnglikowi o swoich dotychczasowych przygodach.

Szczególnie zafrapowała go opowieść o sklepie, który rozkwitł z dnia na dzień, omłody człowiek zaczął w nim pracować.

- To zasada, która wprawia w ruch wszystko wokół - powiedział Anglik. - W Alchnosi ona imię Duszy Świata i jest to zawsze siła dobroczynna.

Dodał też, że nie jest ona wyłącznym przywilejem człowieka. Wszystko co jest,posiada bowiem duszę, czy to kamień, czy roślina, czy zwierzę, czy nawet myśl.

- To, co znajduje się na ziemi i pod jej powierzchnią, ani przez chwilę nie przestasię przeistaczać, bo ziemia również jest bytem żywym i posiada własną duszę. Mstanowimy część tej duszy i rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że ona działazawsze na naszą korzyść. Powinieneś wiedzieć, że w sklepie z kryształami nawet

wazy sprzyjały twoim przedsięwzięciom.Młodzieniec czas jakiś milczał, patrząc na księżyc i biel piasku.

- Przyglądam się bacznie karawanie - rzekł w końcu. - Karawana mówi tym samy językiem co pustynia i dlatego tylko wolno jej tę pustynię przejść. Pustynia wsłucsię w każdy jej krok - jakby badała, czy jest z nią w absolutnej zgodzie, Jeśli tak jto karawana zdoła cało dotrzeć do oazy. Ale gdyby jeden z nas, mimo całej odwasercu, nie pojął tego języka, zginąłby już pierwszego dnia.

Patrzyli obaj na jasną poświatę księżyca.

43

Page 44: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 44/93

- To jest magia znaków - ciągnął młodzieniec. - Przyglądałem się jak nasiprzewodnicy odczytują znaki pustyni i przysłuchiwałem jak Dusza Świataporozumiewa się z duszą pustyni.

Po chwili Anglik odezwa! się.

- Muszę rzeczywiście przypatrywać się więcej życiu karawany.

- A ja muszę przeczytać twoje książki - odparł młodzieniec.

Były to dziwne księgi. Mówiły o rtęci i soli, o smokach i królach, ale on niewielerozumiał. W każdym niemal tekście wydawała się jednak powracać pewna myśl, mianowicie, że wszystko jest obrazem jednej jedynej Rzeczy.

W którymś z dzieł odkrył, że najważniejszy zapis w całej Alchemii składa się z kzaledwie linii wyrytych na zwyczajnym szmaragdzie.

- Jest to Szmaragdowa Tablica - wyjaśnił mu Anglik, dumny, że może nauczyćczegoś swego przyjaciela.

- Po co zatem wszystkie te księgi?

- Po to, by zrozumieć tych kilka linii - odparł Anglik bez przekonania.

Młodzieńca najbardziej zaciekawiła książka, która opowiadała o losach słynnychalchemików. Byli to ludzie, którzy poświęcili całe swoje życie na oczyszczanie mw laboratoriach. Wierzyli, że podgrzewany całymi latami metal, uwolni się pewndnia od swoistych właściwości, by na końcu pozostawić po sobie tylko Duszę ŚwOwa Jedyna Rzecz miała pozwolić alchemikom pojąć to wszystko, co istnieje naziemi, ponieważ był to język, dzięki któremu rzeczy porozumiewają się miedzy sI właśnie owo odkrycie nazwali Wielkim Dziełem, składającym się z substancji ci substancji stałej.

- A czy nie wystarczy przyglądać się uważnie ludziom i znakom, by ten język odk

- spytał młodzieniec.- Chcesz za wszelką cenę wszystko uprościć - odparł zirytowany Anglik. - Alchem jest znojną pracą. I nie można opuścić żadnego stopnia wtajemniczenia, bo taknauczali dawni mistrzowie.

Młodzieniec dowiedział się, że substancją ciekłą Wielkiego Dzieła by! Eliksir Długowieczności, który leczył wszelkie choroby i pozwalał alchemikom zachowawieczną młodość. Zaś substancję stałą nazywano Kamieniem Filozoficznym.

- Odkrycie Kamienia Filozoficznego nie jest wcale łatwe - powiedział Anglik. - Clatami alchemicy w swoich laboratoriach nie spuszczali z oka ognia oczyszczając

44

Page 45: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 45/93

metale. Wpatrywali się w ów ogień tak długo, aż w końcu z ich duszy ulotniła siępycha świata. I pewnego dnia spostrzegli, że oczyszczanie metali koniec końcówoczyściło ich samych.

Młodzieniec pomyślał wtedy o Sprzedawcy Kryształów. Powiedział on przecieżkiedyś, że trzeba było wyczyścić kryształowe wazy, by uwolnić głowy ich obu odzłych myśli. Był coraz mocniej przekonany, że całą mądrość Alchemii można rówdobrze czerpać z codziennego życia.

- Ponadto - ciągnął Anglik - Kamień Filozoficzny posiada niezwykłą właściwość jedna jego drobina wystarczy, by przemienić w złoto nieprzebrane ilości pospolitemetalu.

Odtąd zaciekawienie młodzieńca Alchemią rosło. Myślał, że przy odrobinie

cierpliwości, będzie mógł przemienić wszystko w drogocenny kruszec. Zaczytywsię biografiami tych, którym się to udało: Helwecjusza, Eliasza, Fulcanelliego, ADżabira. Były to fascynujące historie, bo ludzie ci byli do końca wierni WłasnejLegendzie. Podróżowali po świecie, spotykali mędrców, czynili cuda na oczachniedowiarków, strzegli tajemnicy Kamienia Filozoficznego i Eliksiru Długowiecz

Ale ilekroć pragnął dowiedzieć się, w jaki sposób dokonać Wielkiego Dzieła, czucałkowicie zagubiony. Miał pod ręką jedynie parę starych rycin, zaszyfrowanychwskazówek i zawikłanych tekstów.

- Dlaczego oni wszyscy używają języka tak trudnego do zrozumienia? - spytałpewnego wieczoru.

Zauważył wtedy, że Anglik nie był dobrze usposobiony, tak jakby brakowało mu książek.

- Aby mogli ich zrozumieć jedynie ci, którzy są zdolni zrozumieć - odparł AnglikWyobraź sobie, że pewnego dnia wszyscy zaczną przemieniać pospolite metale wzłoto. W krótkim czasie złoto stałoby się zupełnie bezwartościowe. Jedynie umysdociekliwe i wytrwali badacze mogą dokonać Wielkiego Dzieła. Oto dlaczegoznalazłem się na tej pustyni. Po to, by spotkać prawdziwego Alchemika, takiego,który pomoże mi odczytać zaszyfrowane symbole.

- A kiedy zostały napisane te księgi? - spytał młodzieniec.

- Przed wiekami.

- Przecież w tamtych odległych czasach nie istniały jeszcze drukarnie. Było więcniemożliwości, by wszyscy zaznajomili się z arkanami Alchemii. Po co zatem tenzagmatwany język i tajemnicze ryciny?

45

Page 46: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 46/93

Mimo nalegań, Anglik nie odpowiedział ani słowem. Za to stwierdził, że od wieluobserwuje bacznie karawanę, ale niczego nowego nie odkrył. Dostrzegł jedynie, żcoraz częściej mówiono o wojnie.

Pewnego dnia młody człowiek zwrócił wszystkie książki Anglikowi.

- No i co, wiele już się nauczyłeś? - spytał zaciekawiony Anglik. Szukał niecierplrozmówcy, by choć na chwilę zapomnieć o wiszącej nad nimi groźbie wojny.

- Dowiedziałem się, że wszechświat posiada duszę i ten, kto jest w stanie te duszępojąć, zrozumie jednocześnie mowę rzeczy. Dowiedziałem się również, że licznialchemicy żyli zgodnie z Własną Legendą i tym udało się dotrzeć do Duszy ŚwiaKamienia Filozoficznego i Eliksiru Długowieczności. Ale najbardziej zadziwiło mto, że wszystkie te rzeczy są tak proste, że można je wykuć w kawałku szmaragdu

Anglik był zawiedziony. A więc ani długie lata studiów, ani zawiłe formuły, aniskomplikowane przyrządy laboratoryjne nie wywarły na Hiszpanie najmniejszegowrażenia. „Jest zbyt nieokrzesany, by pojąć to wszystko” - stwierdził w duchu.

Zebrał swoje książki i zamknął je w kufrach przytroczonych do siodła.

- Wracaj lepiej do obserwacji karawany - rzekł. - Mnie ona nie nauczyła zbyt wiemłodzieniec na nowo zapatrzył się w cichy bezmiar pustyni i w piasek ubijanykopytami wędrujących zwierząt. „Każdy uczy się po swojemu - powiedział sam d

siebie. - Jego sposób nie jest dobry dla mnie, ani mój dla niego, ale obaj próbujemiść śladem naszej Własnej Legendy i za to go cenię”.

Karawana posuwała się. odtąd dzień i noc. Nieustannie pojawiali się wysłannicy zawoalowanych twarzach i przewodnik, który zaprzyjaźnił się teraz z młodzieńcewyjaśnił mu, że wojna pomiędzy klanami od dawna już była w toku. I jeśli uda imdotrzeć cało do Oazy, będzie to wielkim szczęściem.

Objuczone zwierzęta były wycieńczone długą drogą, a ludzie coraz bardziej milcNocą owa cisza stawała się nie do zniesienia, tak że nawet głos wielbłądów, którywcześniej był jedynie zwykłym parskaniem, napawał wszystkich przemożnym lęW każdej chwili mógł przecież stać się zwiastunem ataku.

Ale przewodnik wydawał się niewzruszony w obliczu bliskiej wojny.

- Póki co, żyję - rzekł do młodzieńca, posilając się garścią daktyli w noc bez księi bez ognia. - Kiedy jem, nie zajmuje mnie nic poza jedzeniem.

Kiedy idę, to idę, i tyle. A jeśli przyjdzie mi walczyć, jeden dzień nie będzie lepszdrugiego, by umrzeć. Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnieistnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem. Zrozumiesz, że tak jak

46

Page 47: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 47/93

pustynia tętni życiem, tak jak niebo jest pełne gwiazd, tak wojownicy walczą, bo to nieodłącznie wpisane w człowieczą dolę. I wtedy twoje życie stanie się świętemwielkim widowiskiem, ponieważ będzie tą chwilą, którą właśnie żyjesz, żadną in

Dwie noce później, kiedy zasypiający młodzieniec spojrzał na gwiazdę wskazująckierunek ich wędrówki, wydało mu się, że horyzont nieco się obniżył, bo nad pus jarzyło się tysiące gwiazd.

- To oaza - rzeki przewodnik.

- Dlaczego więc nie idziemy tam zaraz?

- Bo najpierw potrzebujemy snu.

Otworzył oczy, gdy słońce pojawiło się na horyzoncie. lam gdzie nocą błyszczałygwiazdy, roztaczał się teraz jak okiem sięgnąć gęsty gaj palmowy.

- Przybyliśmy! - wykrzyknął Anglik, który dopiero co się zbudził.

Młodzieniec jednak milczał. Nauczył się już pustynnej ciszy i napawał go radoścwidok palm. Czekała go jeszcze długa droga, nim dotrze do piramid i pewnego dten poranek stanie się tylko odległym wspomnieniem. Tymczasem była to te-raźniejszość, święto, o którym mówił przewodnik. Starał się zatem przeżyć ową chwile czerpiąc z doświadczeń z przeszłości i marzeń o tym, co ma dopiero nadej

Bo widok tysięcy daktylowych palm, też będzie kiedyś wspomnieniem. Dziś był niego cieniem, wodą i bezpiecznym schronieniem przed tumultem wojny. I tak jawielbłąda może przemienić się w zwiastun niebezpieczeństwa, tak i zwyczajny gpalmowy jawić się może jako istny cud.

„Wszechświat mówi wieloma językami” - pomyślał.

„Kiedy wydarzenia toczą się szybciej, karawany również przyspieszają kroku” -pomyślał Alchemik na widok korowodu ludzi i jucznych zwierząt zbliżających siOazy. Jej mieszkańcy przekrzykując się pobiegli powitać gości, tumany kurzu

przysłoniły blask pustynnego słońca, a przejęte dzieci podskakiwały radośnie nawidok przybyszy. Alchemik patrzył jak wodzowie plemion wychodzą na spotkanprzywódcą karawany j prowadzą wspólnie długie narady.

Ale cały ten zamęt nie dotyczył Alchemika. Widywał już całe tłumy ludziprzychodzących i odchodzących, podczas gdy i pustynia, i oaza zawsze pozostawtakie same. Widywał i władców, i nędzarzy, wydeptujących szlaki w niezmierzonoceanie piasku. I choć najmniejszy powiew wiatru mógł odmienić kształt pustynnwydm, to od wieków piasek był zawsze tym samym piaskiem, znanym mu oddziecka. W głębi serca słyszał jednak radosną nutkę, którą odczuwa każdy wędrowiec na widok soczystej zieleni daktylowych palm po długich dniach obcowania jedynie ze złocistym piaskiem i lazurowym niebem.

47

Page 48: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 48/93

- Kto wie? Może Bóg stworzył pustynie po to tylko, by człowiek mógł się radowawidokiem palm? - pomyślał.

Postanowił jednak skupić się na sprawach bardziej doczesnych. Wiedział, że wraztą karawaną przybywa do Oazy człowiek, któremu będzie musiał zdradzić bodajczęść swoich sekretów. Wiele znaków mówiło mu o tym. Wprawdzie nigdy dotądwidział owego mężczyzny, ale był pewien, że jego wytrawne oczy rozpoznają gotrudu. Pragnął jedynie, by był to uczeń równie pojętny jak poprzedni.

- Dlaczego owe prawdy muszą być przekazywane z ust do ust? - zastanowił się. -Nie dlatego chyba, że chodziło o jakieś sekrety. Od wieków Bóg dzielił sięwielkodusznie swymi tajemnicami z wszelkim stworzeniem.

I widział jedną tylko odpowiedź: owe prawdy przekazuje się w ten sposób, gdyż

pochodzą one ze źródła Czystego Życia i trudno je zamknąć w malowanym obrazczy pisanym słowie.

Ludzie łatwo ulegają czarowi słów i obrazów, a w końcu zapominają o JęzykuWszechświata.

Przybyszów od razu postawiono przed obliczem wodzów plemiennych z Fajum.Młodzieniec nie mógł uwierzyć własnym oczom: oczekiwał jednej marnej studnikilku palm rosnących nieopodal (taki opis przeczytał kiedyś w jakimś podręcznikhistorii), a prawdziwa Oaza o niebo przewyższała wiele hiszpańskich miast. Było

trzysta studni, pięćdziesiąt tysięcy palm daktylowych i gęsto rozsiane barwnenamioty.

- Zupełnie jak w Baśniach Tysiąca i Jednej Nocy - odezwał się Anglik, bardzoprzejęty rychłym spotkaniem z Alchemikiem.

Od razu otoczyła ich chmara dzieci zaciekawionych końmi, wielbłądami i ludźmiMężczyźni wypytywali gorączkowo o napotkane po drodze ślady wojny, zaś kobikłóciły się o tkaniny i drogocenne kamienie przywiezione przez kupców. Cisza pustyni wydawała się teraz odległym, nierzeczywistym snem. Wszyscy przekrzykiwsię nawzajem, pokładali ze śmiechu, nawoływali z daleka, trochę tak, jakby ze śwduchów trafili prosto w ludzką ciżbę. Rozpierały ich radość i szczęście.

Wszelkie wcześniejsze środki ostrożności poszły teraz w niepamięć. Oaza, jakwyjaśnił młodemu człowiekowi przewodnik, była od dawien dawna uznawana zastrefę neutralną, bowiem większość ludności stanowiły tam kobiety i dzieci. Ponaoazy były wspólne dla obu rywalizujących stron. Wojownicy toczyli boje napustynnych wydmach, pozostawiając oazy na uboczu, jako miejsca schronienia ipokoju.

Przywódca karawany z trudem zebrał podróżnych i wydał im niezbędne poleceniWszyscy mieli tu pozostać na czas wojny między plemionami. Będą gościć w

48

Page 49: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 49/93

namiotach tutejszych mieszkańców, gdzie dostaną najlepsze legowiska. Takie byłbowiem odwieczne prawo pustynnej gościnności. Po czym nakazał wszystkim, nawłasnym strażom, złożyć broń w ręce ludzi wyznaczonych przez wodzówplemiennych.

- Takie są reguły wojny - wyjaśnił. - Tylko dzięki temu oazy mogą pozostaćbezpieczną przystanią dla walczących.

Ku zdumieniu młodzieńca Anglik wyciągnął z kieszeni swojej bluzy lśniący rewopowierzył go człowiekowi zbierającemu broń.

- Po co ci był ten rewolwer? - spytał.

- Abym mógł ufać ludziom - odparł Anglik szczęśliwy, bo dotarł wreszcie do kres

swych poszukiwań.Młodzieniec natomiast dumał o swoim skarbie. Im jego marzenie było bliższespełnienia, tym wszystko stawało się trudniejsze. „Szczęście początkującego”, jaknazywał je starzec, od dawna nie dawało już o sobie znać. Wiedział, że nastał czaciężkiej próby dla uporu i męstwa tego, kto szuka Własnej Legendy. Toteż nienależało się zbytnio spieszyć i niecierpliwić. Mógłby bowiem przeoczyć znaki, jaBóg rozsiał na jego drodze.

„Bo to przecież Bóg je zsyła” - pomyślał, zaskoczony własnym odkryciem.

Dotychczas sądził, że owe znaki istniały na świecie od zarania dziejów.Trochę tak, jak jedzenie i spanie, jak potrzeba miłości czy pracy. Nigdy dotąd nieprzyszło mu nawet do głowy, że może to być język, którym Bóg radzi mu, co maczynić.

„Nie bądź zbyt niecierpliwy - powtórzył sam do siebie. - I jak mówił przewodnikwtedy, gdy jest pora posiłku, a kiedy wybija godzina marszu, idź”.

Pierwszej nocy, wycieńczeni trudami podróży, wszyscy, nawet Anglik, zasnęli w

okamgnieniu. Młodzieniec trafił do namiotu położonego na uboczu, gdzie mieszkpięciu chłopców w jego wieku. Jak wszyscy mieszkańcy pustyni, spragnieni byli wieści z dalekich krajów. Opowiadał więc im o życiu pasterza, i właśnie zaczynałopowieść o sklepie z kryształami, gdy do namiotu wpadł rozgorączkowany Angli

- Szukam cię od rana - powiedział zdyszany, wyciągając go z namiotu. - Musiszkoniecznie pomoc mi odnaleźć siedzibę Alchemika.

Początkowo próbowali trafić na jego trop bez niczyjej pomocy. Zdawało im się, żAlchemik nie może żyć tak, jak reszta mieszkańców Oazy, i że w jego namiocie ow palenisku nigdy nie wygasa. Ale po długim marszu uświadomili sobie, że Oazao wiele bardziej rozległa, niż się spodziewali, i że są tu setki namiotów.

49

Page 50: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 50/93

Page 51: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 51/93

- Mój przyjaciel jest w drodze od wielu miesięcy po to tylko, by go spotkać.

- Gdyby taki człowiek istniał, tu w oazie byłby zapewne ważną osobistością - rzestarzec po dłuższej chwili zastanowienia. - I nawet wodzowie plemion nie moglibniepokoić bez potrzeby. To on decydowałby o tym, czy sprawa jest nie cierpiącazwłoki. Lepiej poczekajcie do końca wojny i odejdźcie z karawaną. Nie próbujciemieszać w życie Oazy - dorzucił na odchodnym.

Anglik nie posiadał się z radości. Był wreszcie na tropie.

Wówczas do studni podeszła dziewczyna, która nie nosiła czarnych sukien. Trzymna ramieniu dzban na wodę, jej głowę spowijał czarczaf, ale twarz miała odkrytą.Młodzieniec wstał, by spytać ją o Alchemika.

I nagle czas jakby się zatrzymał, a Dusza Świata objawiła się przed nim w całej pW chwili gdy spojrzał w jej ciemne oczy i na usta, które wahały się międzyuśmiechem a milczeniem, pojął najistotniejszą mądrość Języka, którym mówiłwszechświat, i to, że wszystkie istoty ziemskie były zdolne go pojąć własnymsercem. Miłość była starsza od samych ludzi, a nawet od piasków pustyni, ipowracała odwiecznie z tą samą siłą wszędzie tam, gdzie krzyżowały się dwa sporzenia, tak jak spotkały się dzisiaj te dwa obok studni. Jej twarz rozpromienił uśmi był to znak, na który młody człowiek czekał całe życie. Szukał go wszędzie, wksięgach, pośród kryształów, owiec i w ciszy pustyni.

Był to najczystszy Język Wszechświata, bez cienia komentarza, bo wszechświat nswej drodze do nieskończoności nie potrzebował żadnych wyjaśnień. W tej chwilliczyło się jedynie to, że oto stoi przed kobietą swego życia i ona wie o tym bez sBył tego bardziej pewien niż czegokolwiek na świecie. Nawet jeśli jego rodzice irodzice jego rodziców powtarzali uparcie, że należy najpierw oświadczyć się izaręczyć, poznać się nawzajem i zebrać pieniądze na posag. Ten, kto tak mówił, npoznał nigdy Języka Wszechświata, bo kiedy się go poczuje całym sobą, łatwozrozumieć, że zawsze na świecie ktoś na kogoś czeka, czy to na dalekiej pustyni,czy w samym sercu gwarnego miasta. I gdy w końcu skrzyżują się drogi tych dwi spotkają się ich spojrzenia, to wtedy znika cała przeszłość i cała przyszłość. Licsię tylko ta chwila i owa niewiarygodna pewność, że wszystko pod niebieskimsklepieniem zostało zapisane jedną Ręką. Ręką, która obdarza miłością i stwarza ską duszę dla każdego śmiertelnika, który w słonecznym świetle krząta sięniestrudzenie, wypoczywa i szuka swego skarbu. Bo jeśliby tak nie było, to marzcałego ludzkiego rodzaju nie miałyby najmniejszego sensu.

- Mektub - rzeki sam do siebie.

Anglik zerwał się i potrząsnął swym towarzyszem.

- Spytaj ją o Alchemika!

51

Page 52: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 52/93

Młodzieniec zbliżył się do dziewczyny, a ona uśmiechnęła się znowu. Odpowiedz jej uśmiechem.

- Jak ci na imię? - spytał.

- Nazywam się Fatima - odpowiedziała spuszczając wzrok.

- To imię noszą czasem kobiety w moim kraju.

- Jest to imię córki Proroka - odparła Fatima. - Zanieśli je do was nasi wojownicy

Piękna dziewczyna z dumą mówiła o wojownikach. Anglik niecierpliwił się imłodzieniec spytał ją w końcu, czy nie słyszała o człowieku, który leczy wszelkiechoroby.

- Ten człowiek zna tajemnice świata. To on rozmawia z dżinami na pustyni -powiedziała.

Dżiny były duchami Dobra i Zła. Dziewczyna wskazała ruchem ręki na południemieszkał ten osobliwy człowiek.

Napełniła wodą dzban i odeszła. Anglik ruszył natychmiast w drogę do Alchemikmłody człowiek długą chwilę siedział jeszcze przy studni. Przypomniał sobie, żekiedyś już wiatr przywiał mu zapach tej dziewczyny i że pokochał ją, zanim jeszc

dowiedział się o jej istnieniu. Miłość do niej odkryje przed nim wszelkie tajemnicświata.

Nazajutrz powrócił do studni, by czekać na nią. Jakież było jego zdumienie, kiedujrzał tam Anglika zapatrzonego w pustynną dal.

- Czekałem na niego całe popołudnie i cały wieczór - rzekł zaraz na powitanie. - Anadszedł dopiero, kiedy pojawiły się na niebie pierwsze gwiazdy. Powiedziałem mczego szukam. Spytał, czy już mi się udało zamienić ołów w złoto. Odrzekłem, żtego właśnie chciałbym się nauczyć. Powiedział mi, żebym spróbował. Tylko to j

słowo - „Spróbuj”.Młodzieniec nie odezwał się. ani słowem. A zatem Anglik przebył całą tę drogę ptylko, by dowiedzieć się czegoś, o czym już dobrze wiedział. I przypomniał sobieon również za podobną przysługę oddał kiedyś sześć owiec Staremu Królowi.

- No cóż, musisz spróbować - rzekł do Anglika.

- Tak też uczynię. I to zaraz.

A gdy tylko Anglik odszedł, przy studni pojawiła się Farima ze swoim dzbanem.

52

Page 53: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 53/93

Page 54: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 54/93

dziewczynką, wierzyłam, że pustynia przyniesie mi pewnego dnia najpiękniejszy jaki mogę sobie wyobrazić. I w końcu stało się to. Ty jesteś tym darem.

Chciał wziąć ją za rękę, ale jej dłonie trzymały dzban.

- Opowiadałeś mi wiele o snach, o Starym Królu, o skarbie. Opowiadałeś mi też oznakach. Teraz nie obawiam się już niczego, bo znaki te przywiodły cię do mnie.Jestem częścią twoich marzeń i twojej Własnej Legendy, jak sam często o mniemawiasz. Dlatego pragnę, abyś podążał dalej ku temu, czego szukasz. Tym lepiej jeśli przyjdzie ci poczekać do końca wojny. Ale jeśli musisz wyruszyć zaraz, to idśladem twojej Legendy. Wydmy zmieniają swój kształt na wietrze, jednak pustynzawsze pozostaje taka sama. I tak będzie z naszą Miłością.

- Mektub - dodała jeszcze. - Jeśli rzeczywiście stanowię część twojej Legendy, to

kiedyś tu wrócisz.Był smutny, gdy się z nią rozstawał. Myślał o wszystkich ludziach, których znał.Pasterzom, którzy założyli rodziny, trudno było przekonać swoje żony o tym, żemuszą wędrować. Miłość bowiem wymaga bliskości osoby kochanej.

Nazajutrz powiedział o tym Fatimie.

- Pustynia zabiera naszych mężczyzn - rzekła - i nie zawsze ich zwraca. Musimy z tym pogodzić. Ale obecni są oni w obłokach płynących po niebie bez kropli

deszczu, w zwierzętach kryjących się między kamieniami, w wodzie hojniewytryskującej z ziemi. Są częścią tego wszystkiego i w ten sposób stają się DusząŚwiata. Niekiedy wracają. I wtedy serca wszystkich kobiet wypełnia szczęście,ponieważ znaczy to, że mężczyźni, na których czekają, też mogą powrócić pewnednia. Przedtem patrzyłam na te kobiety i zazdrościłam ich szczęściu. Od dziś i jabędę miała na kogo czekać. Jestem kobietą pustyni i jestem z tego dumna. Pragnęby mój mężczyzna wędrował wolny jak wiatr, który przenosi piaszczyste wydmyChcę go widzieć w obłokach, w zwierzętach i w wodzie.

Młodzieniec poszedł do Anglika. Musiał mu opowiedzieć o Fatimie. Ze zdumienstwierdził, że obok swego namiotu Anglik wybudował niewielki piec. Był toprzedziwny piec, a na nim stal przezroczysty słój. Anglik podsycał ogień drewniapolanami i patrzył w dal. Jego oczy błyszczały teraz mocniej niż za czasów, kiedycałymi dniami przesiadywał zatopiony w księgach.

- To pierwszy etap pracy - powiedział. - Muszę oddzielić zanieczyszczoną siarkę.aby tego dokonać, nie mogę obawiać się porażki. To właśnie lęk przed porażką nipozwolił mi dotąd podjąć Wielkiego Dzielą. Dopiero dzisiaj stawiam pierwsze krtam, gdzie powinienem był je stawiać przed dziesięciu laty. Ale jestem szczęśliwynie czekałem kolejnych dwudziestu.

54

Page 55: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 55/93

I dalej podsycał ogień spoglądając na pustynie. Młodzieniec stal obok, aż do chwgdy pustynia zaróżowiła się w świetle zachodzącego słońca. Nagle poczuł w sobigwałtowną potrzebę, by tam pójść. Może cisza będzie umiała dać odpowiedź na jpytania?

Szedł przed siebie, nie tracąc z oczu palm w Oazie. Słuchał szumu wiatru, a podstopami czul ciepło kamieni. Czasem natykał się na jakąś muszle. Odgadł, że wzamierzchłych czasach ta pustynia była bezbrzeżnym oceanem. Przysiadł na ogronym głazie i pozwolił, by go zaczarowała linia horyzontu w dali. Nie potrafił wyosobie Miłości bez żądzy posiadania. Ale Fatima była kobietą pustyni. I to właśniepustynia mogła mu pozwolić ją zrozumieć.

Zastygł nie myśląc o niczym, aż nagle poczuł jakiś ruch nad głową. Spojrzał w gózobaczył dwa jastrzębie krążące wysoko na niebie.

Obserwował te drapieżne ptaki i figury, jakie zataczały w locie. Na pozór były tobezładne linie, dla niego jednak miały sens, choć nie umiał odszyfrować ichznaczenia. Postanowił zatem śledzić lot obu ptaków łudząc się, że uda mu sięodczytać jakieś przesłanie. Może pustynia wytłumaczy mu, co to jest miłość bezżądzy posiadania.

Poczuł się senny, choć jego serce domagało się, by czuwał. „Oto docieram dosamego sedna Języka Wszechświata - powiedział sam do siebie - i wszystko nabitam sensu, nawet lot jastrzębi”. Był wdzięczny za miłość, jaką darzył tę kobietę.„Kiedy się kocha, wszystko dookoła nabiera coraz głębszego sensu”.Wtem jeden z jastrzębi zanurkował w powietrzu, rzucając się na drugiego. W tymsamym momencie młody człowiek miał nagłe i ulotne widzenie, że grupa mężczyszablami w dłoniach napadła na Oazę. Widzenie zniknęło w okamgnieniu, ale silnnim wstrząsnęło. Słyszał często o fatamorganach i sam nieraz je widywał. Były topragnienia, które nabierały rzeczywistych kształtów pośród pustynnych piasków. on przecież wcale nie pragnął, aby jakieś obce wojska podbiły Oazę.

Chciał szybko zapomnieć o wszystkim i powrócić do swoich rozmyślań. Na nowpróbował zatopić wzrok w złocistych piaskach pustyni skąpanej w różowej poświJednak coś w jego duszy nie dawało mu spokoju.

„Idź zawsze za znakami” - mówił Stary Król. Pomyślał o Fatimie. Powróciło wid jakie miał przed chwilą. Poczuł, że w każdej chwili mogło stać się rzeczywistośc

Nie bez trudu udało mu się pokonać niepokój, który go dusił. Podniósł się i ruszystronę wysokich palm. Raz jeszcze zrozumiał wieloraką mowę rzeczy: teraz pustyniosła ze sobą bezpieczeństwo, a Oaza - zagrożenie.

Przewodnik siedział u stóp daktylowej palmy również pochłonięty widokiemzachodzącego słońca. Ujrzał młodzieńca wyłaniającego się zza piaszczystej wydm

55

Page 56: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 56/93

Page 57: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 57/93

- Zarabiam na życie przepowiadając ludzką przyszłość - rzekł po chwili namysłuZgłębiłem tajemną mowę tych patyczków i wiem, jak dostać się do owej przestrzgdzie wszystko jest zapisane. Tam mogę odnaleźć przeszłość, odkryć to wszystkoco zapomniane i odczytać znaki teraźniejszości. Kiedy ludzie przychodzą do mniradę, nie widzę ich przyszłości - ja ją odgaduję. Przyszłość bowiem jest własnoścBoga. On jeden może ją odsłonić w wyjątkowych okolicznościach. Ciekawy pew jesteś, jak udaje mi się odgadnąć przyszłość? Dzięki znakom teraźniejszości. To wteraźniejszości drzemie cała tajemnica. Jeśli szanujesz dzień dzisiejszy, możesz guczynić lepszym. A kiedy ulepszysz teraźniejszość, wszystko to, co nastąpi po nierównież stanie się lepsze. Zapomnij o przyszłości i przeżyj każdy dzień twe - go żzgodnie z przykazaniami Prawa, ufając troskliwej opiece Boga nad swoimi dziećmKażdy bowiem dzień nosi w sobie Wieczność.

Przewodnik ciekaw byt, w jakich to wyjątkowych okolicznościach Bóg pozwala

widzieć przyszłość.- On sam decyduje o tym. A Bóg odsłania przyszłość niesłychanie rzadko i tylkowtedy, kiedy została zapisana po to, by odmienić jej bieg.

„Bóg objawił przyszłość temu młodemu człowiekowi - pomyślał przewodnik. -Zapewne pragnął, by to on właśnie stał się jego posłańcem”.

- Idź do wodzów plemiennych - powiedział głośno. - Opowiedz im o wojownikacktórzy nadchodzą.

- Będą ze mnie kpić.

- To są ludzie pustyni, a oni przywykli już do znaków.

- A zatem już wiedzą o wszystkim.

- Wiedzą, czy nie wiedzą, nie jest to ich zmartwienie. Oni wierzą głęboko, że jeślpowinni wiedzieć coś, co Allach chciałby im powierzyć, niechybnie przybędzie kby im to powiedzieć. To się już zdarzyło wiele razy. Dzisiaj to ty jesteś posłańcem

Młodzieniec pomyślał o Fatimie i postanowił pójść do plemiennych wodzów.

- Przynoszę wieści z pustyni - rzekł do człowieka strzegącego wejścia do wielkiebiałego namiotu rozbitego w samym sercu Oazy. - Muszę mówić z twoimi wodza

Strażnik nie odezwał się ani słowem ale na dłuższy czas zniknął w namiocie. Wrów towarzystwie młodego Araba odzianego w biało - złociste szaty. Młodzieniecopowiedział mu o tym, co zobaczył. Arab poprosił, by zaczekał chwilę i wszedł zpowrotem do namiotu.

57

Page 58: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 58/93

Zapadła noc. Mieszkańcy i kupcy dobijali już ostatnich targów. Jedno po drugim paleniska i Oaza stała się wkrótce równie milcząca jak pustynia. Jedynie wnajwiększym namiocie ogień nie wygasał. Młody człowiek ani chwili nie przestamyśleć o Fatimie, jednak prawdziwy sens rozmowy, którą prowadzili tego popołu jeszcze do niego nie dotarł.

W końcu, po długich godzinach oczekiwania, strażnik wprowadzi! go do środka.

To, co ujrzał, wprawiło go w zachwyt. Nigdy mu się nawet nie śniło, że pośródpustynnych piasków istnieć może namiot urządzony z takim przepychem. Podłogwysłana była najpiękniejszymi kobiercami, po jakich kiedykolwiek chodził, u sufwisiały lampy ze złoconego metalu, płonęły zatknięte w nich świece.

Wodzowie rodów siedzieli półkolem w głębi namiotu, a ich stopy i dłonie spoczy

na bogato haftowanych poduszkach z jedwabiu. Służebni roznosili wykwintnepotrawy na srebrnych tacach i częstowali herbatą. Inni baczyli, by nie wygasł oginargilach. W powietrzu unosił się miodowy zapach tytoniu.

Wodzów było ośmiu, lecz w okamgnieniu dojrzał najwyższego godnością. Był niArab siedzący na honorowym miejscu pośrodku półkola, odziany w biało - złocisdżilbabę. Tuż obok niego spostrzegł młodzieńca, z którym rozmawiał wcześniej.

- Któż to przynosi wieści? - spytał jeden z wodzów, przyglądając mu się, badawc

- To ja - odrzekł.I opowiedział o tym, co widział.

- Dlaczego pustynia miałaby opowiadać to wszystko komuś, kto przybył z dalekaskoro wie, że my jesteśmy tutaj od wielu już pokoleń? - odezwał się inny wódz.

- Moje oczy nie nawykły jeszcze do widoku pustyni, i zapewne dlatego mogę dojto, czego oczy nazbyt przyzwyczajone już nie widzą.

„A także dlatego, że wiem, czym jest Dusza Świata” - pomyślał, ale nie dodał jużsłowa, ponieważ Arabowie nie wierzą w takie rzeczy.

- Oaza jest ziemią neutralna. Nikt nigdy nie śmiał zaatakować Oazy - powiedziałtrzeci wódz.

- Opowiadam wam jedynie to, co widziałem, Jeśli nie chcecie dać temu wiary, niczyńcie nic.

W namiocie zapadła głęboka cisza, po czym wodzowie plemion odbyli ożywioną

naradę. Mówili dialektem arabskim, którego młody człowiek nie rozumiał, ale gdzbierał się do wyjścia, strażnik nakazał mu zostać. Zaczął się obawiać - znaki

58

Page 59: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 59/93

podpowiadały mu, że coś nie było tak, jak trzeba. Gorzko żałował, że opowiedziacałą tą historię przewodnikowi karawany.

Wtedy naczelny wódz, który siedział w środku, uśmiechnął się nieznacznie i to guspokoiło. Starzec nie uczestniczył w zażartej dyskusji i nie wy - powiedział dotąsłowa. Młodzieniec przywykł już do Języka Wszechświata i od razu poczuł tchniPokoju, które przemknęło przez namiot. Intuicja podszeptywała mu, że dobrzeuczynił przychodząc tutaj.

Narada dobiegła końca. Wszyscy ucichli, by wysłuchać słów starca. Wódz odwrósię w stronę cudzoziemca. Jego twarz była teraz nieprzenikniona.

- Przed dwoma tysiącami lat, w bardzo odległej krainie, wrzucono do studni a potsprzedano w niewolę człowieka, który wierzył w sny - powiedział. - Nasi kupcy

wykupili go i przywiedli do Egiptu. My wszyscy wiemy, że ten, kto wierzy snompotrafi też je tłumaczyć.

„Nie zawsze jednak umie je urzeczywistnić” - pomyślał w duchu młodzieniec,przypominając sobie starą Cygankę.

- Za sprawą snu o krowach tłustych i chudych, jaki nawiedził ówczesnego Faraontamten człowiek uchronił Egipt od klęski głodowej. Nazywał się Józef. I tak jak tobcy na obcej ziemi i miał pewnie twoje lata.

Cisza przedłużała się. Spojrzenie starca pozostawało nieprzeniknione.- Jesteśmy zawsze wierni Tradycji - ciągnął. - To właśnie Tradycja wybawiła Egipgłodu w tamtych czasach i ona uczyniła jego lud najbogatszym spośród wszystkicTradycja naucza jak przemierzyć pustynię i jak wydać córkę za mąż. Tradycja móteż, że Oaza jest miejscem neutralnym, jako że każdy z obozów ma swoją oazę i dobrze jak jest ona bezbronna.

Nikt nie wyrzekł słowa, kiedy mówił stary wódz.

- Ale Tradycja podpowiada nam również, że należy dawać wiarę wieściom z pustBo to pustynia nauczyła nas wszystkiego, co wiemy dzisiaj.

Uczynił gest i wszyscy Arabowie wstali. Narada dobiegała końca. Pogaszono nari straże stanęły na baczność. Młody człowiek szykował się już do wyjścia, ale staznów przemówił:

- Jutro zmuszeni będziemy złamać prawo zabraniające noszenia broni na terenieOazy. Cały dzień będziemy wypatrywać wroga. Kiedy słońce skryje się zahoryzontem, wszyscy mężowie oddadzą mi broń. Za każdą dziesiątkę poległych wgów otrzymasz złotą drachmę.

59

Page 60: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 60/93

Ale musisz wiedzieć, że broń wolno nam wyciągać tylko do walki. Jest ona bowirównie kapryśna jak pustynia i gdybyśmy wyciągnęli ją na próżno, może się zdarże w przyszłości odmówi nam posłuszeństwa. Jeśli żadna strzelba jutro nie wypalposłużymy się przynajmniej jedną - prze - ci w tobie.

Kiedy wyszedł na dwór, Oazę rozświetlał jedynie księżyc w pełni. Dwadzieścia mmarszu dzieliło go od namiotu, w którym sypiał, więc ruszył przed siebie beznamysłu.

Czuł się niespokojny po tym, co się wydarzyło. Oto ośmielił się zanurzyć w DuszŚwiata i może przyjdzie mu przypłacić to życiem. Wysoka stawka. Ale raz jużpostawił wysoko - w dniu kiedy sprzedał owce i wyruszył śladem Własnej LegenUmrzeć jutro warte było tyle samo, co umrzeć każdego innego dnia, mówił kiedyprzewodnik. Każdy bowiem dzień wydarza! się po to, by go przeżyć lub by odejś

tego świata. Wszystko zawarte było w jednym słowie: „Mektub”. Szedł w całkowciszy. Niczego nie żałował. Jeśli przyjdzie mu jutro zginąć, będzie to znaczyło tyBóg wcale nie pragnął odmienić przyszłości. A choćby śmierć go dosięgła, udało się przecież przepłynąć cieśninę, handlować kryształami, przejść przez pustynie ispojrzeć w oczy Fatimy. Przeżył w pełni każdy z tych dni od kiedy, tak już dawnotemu, porzucił swój kraj. Jeśli jutro umrze, to przynajmniej jego oczy widziały o więcej niż oczy innych pasterzy i to dodawało mu otuchy.

Nagle powietrze rozdarł potężny huk i gwałtowny podmuch wiatru o niezwykłej zwalił go na ziemię. Chmura kurzu zakryła wszystko wokół i z trudem tylko mógdojrzeć tarczę księżyca. Tuż przed nim stanął dęba gigantyczny biały koń, rżącprzeraźliwie.

Niewiele mógł dojrzeć z tego, co się działo, ale gdy obłok kurzu trochę opadł, oggo strach, jakiego nigdy dotąd nie doznał. Przed nim wyrósł jeździec cały w czernsokołem na lewym ramieniu. Na głowie miał turban, a z zasłoniętej twarzy błyska jedynie oczy. Był zapewne jednym z posłańców pustyni, ale mało kto mógł mudorównać posturą.

Zagadkowy jeździec wyjął z przytroczonej do siodła pochwy wielką szablę zzakrzywionym ostrzem. Stal błysnęła w poświacie księżyca.

- Któż to ośmielił się czytać z lotu jastrzębi? - zagrzmiał głosem tak donośnym, jodbijał się echem w pięćdziesięciu tysiącach palm w Fajum.

- To ja jestem tym śmiałkiem - odparł miodzie - nieć. I znów stanął mu przed oczposąg Santiago, Pogromcy Maurów, tratującego Niewiernych kopytami swegobiałego wierzchowca. Tyle że tym razem role były odwrócone.

- To ja się ośmieliłem - powtórzył. I spuścił głowę w oczekiwaniu na cięcie szablNie liczyłeś się z Duszą Świata i dzięki temu jutro wiele istnień zostanie ocalony

60

Page 61: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 61/93

Ostrze nie spadło jednak gwałtownie. Ręka jeźdźca opuściła się bardzo powoli iczubek szabli spoczął na czole młodego człowieka. Był tak ostry, że spłynęła sponiego kropelka krwi.

Jeździec znieruchomiał. Młodzieniec również. Myśl o ucieczce nawet nie zaświtamu w głowie.

W głębi serca poczuł dziwną lekkość: umrze w imię swojej Własnej Legendy. W Fatimy. A więc zwiastuny, koniec końców, mówiły prawdę. Oto wróg był tutaj i nmusiał się już kłopotać o śmierć, ponieważ uwierzył w istnienie Duszy Świata. Zchwilę stanie się jej częścią. A jutro Wróg podzieli jego los. Jeździec ciągle niespuszczał czubka szabli z je - go czoła.

- Dlaczego czytałeś z lotu ptaków?

- Czytałem jedynie to, co ptaki chciały opowiedzieć. One pragnęły ocalić Oazę, atobie i twoim wojownikom przyjdzie zginąć. Ludzie w Oazie są liczniejsi od was

Szpic szabli nadal dotykał jego czoła.

- Kim jesteś, by odmieniać przeznaczenie zapisane przez Allacha?

- Allach stworzył wojska, ale stworzył też i ptaki. Mnie Allach objawił mowę ptaWszystko zostało napisane tą samą Ręką - odparł młodzieniec, przypominając so

słowa przewodnika. W końcu jeździec podniósł szablę. Młody człowiek poczuł u jednak ciągle nie mógł uciec.

- Uważaj na wróżby. Kiedy coś jest zapisane, trudno tego uniknąć.

- Widziałem jedynie wojsko - rzekł młodzieniec. - Ale nie zobaczyłem wyniku sawalki.

Jeździec wydawał się zadowolony z jego odpowiedzi. Nadal jednak trzymałobnażoną szablę w dłoni.

- Co robi cudzoziemiec na obcej ziemi? - spytał.

- Poszukuję mojej Własnej Legendy. Ale to coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz.

Jeździec wsunął na powrót szablę do pochwy, a sokół na jego ramieniu dziwniekrzyknął. Miody człowiek mógł wreszcie odetchnąć z ulgą.

- Musiałem wystawić na próbę twoją odwagę - rzekł jeździec. - Bowiem odwaga największą cnotą tego, kto poszukuje Języka Wszechświata.

61

Page 62: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 62/93

Młodzieniec był oszołomiony. Ten człowiek mówił o rzeczach, które tylko niewieznało.

- Nigdy nie należy się poddawać. Nawet jeśli zaszło się tak daleko jak ty - mówił jeździec. - Trzeba kochać pustynię, ale nie wolno ufać jej bezgranicznie. Gdyżpustynia jest probierzem dla człowieka - wystawia na próbę każdy jego krok i zabgo, gdy pozwoli sobie na moment nieuwagi.

Jego słowa przypominały słowa Starego Króla.

- Jeśli wojownicy nadejdą, a ty będziesz miał jeszcze głowę na karku, przybądź dmnie jutro o zachodzie słońca - rzekł jeździec.

Ręka, która dotąd trzymała szablę, chwyciła teraz bat. Jego rumak znowu stanął

dęba wznosząc kopytami tumany kurzu.- A gdzie ty mieszkasz? - zawołał młodzieniec za znikającym jeźdźcem.

Ręka trzymająca bat wskazała na południe. I tak oto młodzieniec spotkał Alchem

Nazajutrz dwa tysiące uzbrojonych po zęby mężów zebrało się pośród daktylowypalm w Fajum. I nim słońce stanęło w zenicie, pięciuset wojowników pojawiło siwidnokręgu. Najeźdźcy wdarli się do Oazy od północy. Na pozór z pokojową wizbo ukryli broń pod białymi burnusami. Gdy stanęli przed wejściem do wielkiego

miotu w sercu Oazy, wyciągnęli strzelby i bulaty i napadli na opustoszały namiotLudzie Oazy osaczyli pustynnych jeźdźców. W niespełna pół godziny czterystadziewięćdziesiąt dziewięć trupów usłało ziemię. Ani dzieci, ukryte w drugim końpalmowego gaju, ani kobiety, modlące się w namiotach za swoich mężów, niewidziały niczego, l gdyby nie ciała poległych, mogłoby się wydawać, że Oaza żyswój zwykły, powszedni dzień.

Oszczędzono życie tylko jednemu wojownikowi - wodzowi wrogiego wojska.Wieczorem przywiedziono go przed oblicze plemiennych wodzów i spytano,

dlaczego pogwałcił starą Tradycję. Odrzekł, iż jego ludzie cierpieli głód, dręczyłopragnienie, byli wycieńczeni wielodniowymi bojami i postanowili zawładnąć Oazzebrać siły do dalszej walki.

Wódz Oazy rzeki wtedy, że choć żal mu poległych, to Tradycja musi byćposzanowana w każdych okolicznościach. Bowiem jedyną rzeczą zmieniającą siępustyni są piaskowe wydmy, gdy zawieje wiatr.

I skazał wrogiego przywódcę na haniebną śmierć. Nie zginął on ani od szabli, anikuli, ale powieszono go na pniu wyschłej palmy, a jego ciało kołysało się napustynnym wietrze.

62

Page 63: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 63/93

Najwyższy wódz wezwał do siebie młodego cudzoziemca i wręczył mu pięćdzieszłotych monet. Jeszcze raz przywołał historię Józefa w Egipcie i poprosił, by zasiw Radzie Oazy.

Kiedy ostatnie promienie słońca skryły się za horyzontem, a pierwsze gwiazdypojawiły na niebie (świeciły bladym blaskiem, bowiem księżyc był w pełni),młodzieniec wyruszył na południe. Po drodze natknął się na jeden jedyny namiotnieliczni spotkani Arabowie mówili mu, że w okolicy pełno jest dżinów. Usiadł ipostanowił czekać. Czekał bardzo długo.

Alchemik pojawił się, gdy księżyc stał już wysoko nad ziemią. Niósł na ramieniumartwe jastrzębie.

- Oto jestem - rzekł młodzieniec. - Nie powinieneś tu przychodzić - odpowie - dz

Alchemik. - Chyba że to twoja Własna Legenda przywiodła cię do tego miejsca.- Trwa wojna pomiędzy klanami i nie mogę przeprawić się przez pustynię.

Alchemik zsiadł z konia i gestem zaprosił go do namiotu. Był to taki sam namiot wszystkie, które chłopiec wcześniej widział w Oazie, z wyjątkiem wielkiego namktórego przepych byt zupełnie bajkowy. Szukał wzrokiem jakichś przyrządów czypieców alchemicznych, ale nic nie znalazł.

Dojrzał za to sterty książek, piecyk do górowania oraz kobierce w tajemnicze wz

- Usiądź sobie, a ja zaraz naparzę herbaty - powiedział Alchemik. - I zjemy wspóte jastrzębie, które przyniosłem.

Młody człowiek podejrzewał, że były to te same ptaki, które widział poprzedniegdnia, ale nie odezwał się ani słowem. Alchemik rozniecił ogień i wkrótce wspaniawoń pieczeni rozeszła się po namiocie. Zapach ten upajał bardziej niż aromatycznwoń nargili.

- Dlaczego chciałeś się ze mną widzieć? - spytał młodzieniec.

- Z powodu znaków - odparł Alchemik. - Wiatr powiedział mi o tym, że nadejdzibędziesz potrzebował pomocy.

- To wcale nie ja. To inny cudzoziemiec, Anglik. On cię poszukuje.

- Nim do mnie naprawdę dotrze, będzie wpierw musiał odnaleźć inne jeszcze rzeAle jest na dobrej drodze - dodał wpatrując się w bezkres pustyni.

- A ja?

63

Page 64: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 64/93

- Kiedy się czegoś pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy moglispełnić nasze marzenie - powiedział Alchemik, powtarzając słowa Starego Króla.Młodzieniec pojął je w lot. Oto na jego drodze stanął inny człowiek, który doprowgo do kresu jego Własnej Legendy.

- Będziesz mnie nauczał?

- Nie. Wiesz już wszystko to, czego potrzebujesz. Sprawię jedynie, że wyruszysz stronę twojego skarbu.

- Trwa przecież wojna pomiędzy klanami - powtórzył młody człowiek.

- Znam dobrze pustynię.

- Odnalazłem już mój skarb. Mam wielbłąda, pieniądze ze sklepu z kryształami opięćdziesiąt złotych monet. W moim kraju mógłbym już żyć dostatnio.

- Tego wszystkiego nie ma u stóp piramid.

- Mam Fatime, a to największy skarb spośród tych wszystkich, które zdołałemzgromadzić.

- Jej także nie ma w pobliżu piramid.

W milczeniu spożyli jastrzębie mięso. Alchemik otworzył butelkę i napełnił kieligościa szkarłatnym płynem. Było to najwyśmienitsze wino, jakie pił kiedykolwieżyciu. Jednak prawo zakazywało spożywania wina.

- Zło nie jest tym, co wchodzi do ust człowieka - powiedział Alchemik. - Zło jestco z nich wychodzi.

Wino sprawiło, że młodzieńca ogarnęła wesołość. Alchemik ciągle jednak wzbudw nim dziwny lęk. Usiedli przed namiotem i patrzyli na księżyc, który swym blasprzyćmiewał gwiazdy.

- Pij i smakuj ten czas - powiedział Alchemik, widząc, że chłopiec staje się corazweselszy. - Odpocznij tak, jak czyni to wojownik przed bitwą. Nie zapominaj jedże twoje serce jest tam, gdzie twój skarb. I musisz ten skarb odnaleźć, aby mogłonabrać prawdziwego sensu wszystko, co do tej pory odkryłeś na twej drodze.

- Jutro sprzedaj wielbłąda i kup za to konia.

Wielbłądy są zdradliwe. Pokonują dziesiątki mil bez śladu zmęczenia. A nagle, nistąd ni zowąd, padają z nóg i zdychają. Konie zaś meczą się stopniowo. I zawsze

będziesz wiedział, ile mogą jeszcze ujechać, a kiedy nadejdzie ich koniec.

64

Page 65: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 65/93

Nazajutrz, pod wieczór, młodzieniec przybył konno przed namiot Alchemika. Wchwilę później ukazał się on sam, z nieodłącznym sokołem na lewym ramieniu.

- Pokaż mi życie na pustyni - odezwał się Alchemik. - Bowiem tylko ten, kto potrdostrzec tu oznaki życia, może również odnaleźć skarb.

Ruszyli razem piaszczystym szlakiem, skąpani w księżycowej poświacie. „Nie wdoprawdy jak zdołam odkryć na pustyni życie - pomyślał młody człowiek. - Ciąg jeszcze nie znam pustyni”.

Pragnął odwrócić się i podzielić swoimi rozterkami z Alchemikiem, ale budził onnim lęk. Dotarli do skalistego miejsca, gdzie przedtem widział jastrzębie. Terazwszystko tu było jedynie ciszą i wiatrem.

- Nie potrafię dostrzec siadu życia na pustyni - powiedział. - Wiem dobrze, że onistnieje, tylko ja go nie potrafię zobaczyć.

- Jedno życie przyciąga drugie - odrzekł Alchemik,

Młody człowiek pojął w lor jego słowa. Natychmiast wypuścił z rąk wodze i końposzedł samopas przez piaski i kamienie. Alchemik podążał za nim w milczeniu, niestrudzony koń prowadził ich przez dobre pół godziny, aż zupełnie znikły im z wierzchołki daktylowych palm Oazy. Została jedynie ta niezwykła poświata, w ktskały mieniły się jak srebro. Nagle, w miejscu, do którego nigdy dotąd nie dotarł,

poczuł, że jego koń zwalnia kroku.- Tu kryje się życie - powiedział do Alchemika. - Wprawdzie ja nie znam językapustyni, ale mój koń zna język życia.

Zeskoczyli z siodeł. Alchemik skradał się powoli w całkowitym milczeniu, badajwzrokiem pobliskie kamienie. Wreszcie przystanął i przyklęknął z zachowaniemnajwiększej ostrożności. W ziemi, pomiędzy kamieniami, widniała jama. Alchemwsunął tam najpierw dłoń a potem całe ramię. Coś poruszyło się w głębi i oczyAlchemika - chłopiec widział bowiem tylko jego oczy - zmrużyły się z wysiłku. Rwydawało się prowadzić walkę z czymś, co było w środku. Gwałtownym ruchemktóry przeraził jego towarzysza, wyrwał rękę z jamy i błyskawicznie stanął na nodłoni ściskał węża.

Młody człowiek uskoczył w tył. Wąż wił się na wszystkie strony, a jego donośnesyczenie rozdzierało ciszę pustyni. Była to kobra, której jad uśmiercał człowieka ciągu kilku sekund.

„Uważaj na siebie!” - ostrzegał go w duchu chłopiec. Ale Alchemik został już zpewnością ukąszony, kiedy trzymał rękę w jamie. Jego twarz była jednak pogodnAnglik opowiadał mu kiedyś, że Alchemik ma z górą dwieście lat. Na pewno wie jak sobie poradzić z pełzającymi gadami pustyni.

65

Page 66: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 66/93

Page 67: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 67/93

twoja miłość będzie odwzajemniona. Przypomnisz sobie, że ona nie nastawała nibyś tu został, gdyż kobieta pustyni umie czekać na powrót swego mężczyzny. Niebędziesz zatem miał jej tego za złe. Lecz co noc snuł się będziesz po piaskach ipośród daktylowych palm, dumając o tym, że mogłeś pójść dalej i mocniej ufaćswojej miłości do Fatimy. Bowiem to, co zatrzymało cię w Oazie, jest jedynie lękprzed samym sobą, przed tym, że nigdy tu nie wrócisz. A kiedy już dojdziesz do tstanu, znaki pokażą ci, że twój skarb na zawsze pochłonęła ziemia.

Czwartego roku znaki opuszczą cię, gdyż nie chciałeś ich widzieć. Kiedy wodzowto dostrzegą, odbiorą ci przywilej zasiadania w Radzie plemiennej. Pozostaniesz jednak bogatym kupcem, właścicielem nieprzebranej ilości towarów i licznego stwielbłądów. Ale resztę swoich dni spędzisz błąkając się pośród palm i pustynnychpiasków, ze świadomością, że nie spełniłeś Własnej Legendy, a teraz jest już nawszystko za późno.

Musisz wiedzieć, że miłość nigdy nie staje na przeszkodzie temu, kto pragnie żyćWłasną Legendą. Jeśli tak się dzieje, znaczy to, że nie była to miłość prawdziwa,miłość, która przemawia Językiem Wszechświata.

Alchemik zasypał krąg zatoczony ostrzem szabli, a wtedy kobra błyskawiczniezniknęła pośród kamieni. Młodzieniec pomyślał o Sprzedawcy Kryształów, marząnieustannie o pielgrzymce do Mekki, i o Angliku, poszukującym Alchemika. Pomo dziewczynie, co zaufała bezbrzeżnie pustyni i pewnego dnia ta pustynia przywido niej mężczyznę, którego zapragnęła pokochać.

Dosiedli koni i teraz młodzieniec podążał śladem Alchemika. Wiatr niósł ze sobągłosy Oazy i chłopiec próbował wychwycić pośród nich głos Fatimy. Nie czekał ndziś przy studni z powodu toczących się walk.

Tej nocy, kiedy przyglądali się kobrze zamkniętej w kole, tajemniczy jeździec zsokołem na ramieniu opowiadał mu o miłości i o skarbach, o kobietach pustyni i jego Własnej Legendzie.

- Idę z tobą - powiedział młodzieniec. I zaraz poczuł lekkość w swoim sercu.

- Wyruszymy jutro przed wschodem słońca - rzekł Alchemik na pożegnanie.

Tej nocy nie mógł zasnąć. Na dwie godziny przed świtaniem zbudził jednego zchłopców śpiących obok w namiocie i poprosił go, by mu pokazał, gdzie mieszkaFatima. Poszli tam razem. W zamian dał swojemu przewodnikowi tyle złota, ile wbyła jedna owca.

Poprosił jeszcze, by odnalazł jej posłanie, zbudził ją i powiedział, że czeka na niądworze. Młody Arab spełnił prośbę i dostał w zamian dość, by kupić jeszcze jednowcę.

67

Page 68: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 68/93

- A teraz zostaw nas samych - rzekł do chłopca, który pobiegł co sił w nogach doswojego namiotu, dumny, że mógł wyświadczyć przysługę radnemu Oazy iuszczęśliwiony myślą o kupnie owiec.

W drzwiach namiotu ukazała się Fatima. Powędrowali razem pośród palmowychdrzew. Wiedział, że było to wbrew Tradycji, ale w tej chwili nie miało to żadnegoznaczenia.

- Muszę wkrótce odejść - rzeki. - Chciałbym, abyś wiedziała, że wrócę. Kocham bo...

- Nie mów nic - przerwała mu Fatima. - Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powdo miłości.

Ale młodzieniec mówił dalej:- Kocham cię, bo miałem sen, a potem spotkałem króla, sprzedawałem kryształy,przemierzyłem pustynię, klany wypowiedziały sobie wojnę i na trafiłem na studnodszukać Alchemika. Kocham etę, bo cały Wszechświat sprzyjał mi w rym, bymdotrzeć do ciebie.

Objęli się. Po raz pierwszy ich ciała się spotkały.

- Wrócę na pewno - powiedział raz jeszcze.

- Przedtem, gdy patrzyłam w pustynię, była we mnie tęsknota. Teraz będę żyćnadzieją. Mój ojciec odszedł pewnego dnia, ale wrócił do matki i odtąd zawsze dniej wraca. Nie powiedzieli już ani słowa. Szli w milczeniu przez palmowy gaj, aporem młody człowiek odprowadził Fatinię do namiotu.

- Wrócę tak samo jak twój ojciec wrócił do twojej matki - powiedział jej na konie

Dostrzegł, że oczy Fatimy wypełniły się łzami.

- Płaczesz?- Jestem kobietą pustyni - odrzekła kryjąc twarz. - Ale nade wszystko jestem poprostu kobietą.

Fatima weszła do namiotu. Za chwilę wstanie słońce. Rankiem wyjdzie do swoiccodziennych spraw, chociaż wszystko się zmieniło. Chłopca nie było już w OazieOaza straciła znaczenie jakie miała dotąd, jeszcze przed chwilą. Nie będzie już tymiejscem na ziemi, z pięćdziesięcioma tysiącami palm daktylowych i trzystomastudniami, gdzie szczęśliwi pielgrzymi odpoczywali po trudach długiej podroży. O

dzisiaj Oaza stała się dla niej pustym miejscem.

68

Page 69: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 69/93

Od dzisiaj to pustynia zajmie miejsce Oazy. Całymi godzinami Fatima będziewpatrywać się w pustynną dał, zastanawiając się, która z gwiazd prowadzi jejukochanego do skarbu. Z wiatrem będzie mu posyłać pocałunki, wierząc, że wiat- śnie jego twarz i szepnie mu do ucha, że ona ciągle żyje i czeka, tak jak kobietapotrafi czekać na dzielnego mężczyznę, który podąża drogą swych marzeń i ukryskarbów.

Od tego dnia pustynia będzie tylko jednym: nadzieją jego rychłego powrotu.

- Nie myśl o tym, co zostawiasz za sobą - rzekł Alchemik, kiedy przemierzali konpiaski pustyni. - Wszystko wpisane jest w Duszę Świata i pozostanie w niej nazawsze.

- Ludzie częściej marzą o powrotach niż o odjazdach - odparł młodzieniec, który

nowo przywykł do pustynnej ciszy.- Jeśli to, co odnalazłeś, powstało z materii czystej, nie zmurszeje nigdy. I będziemógł po to kiedyś powrócić. Jeśli zaś jest to jedynie przebłysk światła podobnysmudze kreślonej przez spadającą gwiazdę, nie zastaniesz tu po powrocie nic. Aleprzynajmniej było ci dane zobaczyć blask światła. I już samo to warto było przeż

I choć Alchemik mówił do niego językiem Alchemii, to młody człowiek wiedziałsłowa te dotyczyły Fatimy.

Trudno było nie myśleć o tym, co zostawiał za sobą. Pustynia i jej monotonnykrajobraz nieustannie wypełniały zjawami jego wyobraźnię. Wszędzie widziałdaktylowe palmy, studnie i twarz ukochanej kobiety. Widział Anglika pochłoniętepracą w swoim laboratorium i przewodnika karawany, który był mistrzem, nie winawet o tym. „Być może Alchemik nigdy nie kochał nikogo?” - pomyślał w duch

Teraz jechał przed nim z sokołem na ramieniu. Ptak znał świetnie mowę pustyni iwszystkich postojach zrywał się do lotu w poszukiwaniu pożywienia. Pierwszegoupolował zająca. A nazajutrz dwa ptaki.

Wieczorami rozściełali na ziemi swoje derki, ale nie rozpalali nigdy ognia. Noce pustyni były chłodne, stawały się też coraz bardziej mroczne w miarę jak nikła naniebie tarcza księżyca. Przez tydzień posuwali się w milczeniu, rozmawiając jedyo tym, jak zachować niezbędne środki ostrożności, by nie wpaść w wir plemiennywalk. Wojna bowiem trwała nadal i niekiedy wiatr przynosił ze sobą słodkawy zakrwi. Jakaś potyczka musiała toczyć się w okolicy, a wiatr przypominał młodemuczłowiekowi o istnieniu Języka Znaków, który zawsze był gotów pokazać mu to, go nie mogły dojrzeć jego oczy.

Siódmego dnia pod wieczór Alchemik postanowił rozbić obóz wcześniej niżzazwyczaj. Sokół poleciał na łowy. Alchemik wyciągnął swój bukłak z wodą i pomłodzieńcowi.

69

Page 70: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 70/93

- Wkrótce dotrzesz do celu twej podróży - rzeki. - Cieszy mnie to, że poszedłeś zgłosem Własnej Legendy.

- Prowadzisz mnie bez słowa. A ja sądziłem, że nauczysz mnie tego wszystkiego,wiesz. Nie tak dawno temu znalazłem się w towarzystwie człowieka, który posiadwiele alchemicznych ksiąg. Ale nie zdołałem się z nich nauczyć niczego.

- Jest tylko jeden sposób nauki - odparł Alchemik. - Poprzez działanie. Wszystkieco ci było potrzebne, nauczyła cię ta podróż. Brakuje ci zaledwie jednej rzeczy.

Młody człowiek chciał za wszelką cenę dowiedzieć się, co to takiego, ale Alchemutkwił wzrok w linii horyzontu wypatrując powrotu sokola.

- Dlaczego nazywają cię Alchemikiem?

- Dlatego, że nim jestem.

- A co stanęło na przeszkodzie innym alchemikom, którzy poszukiwali złota i nignie znaleźli?

- Zadowalało ich poszukiwanie złota. Ciekawił ich jedynie skarb Własnej Legendnigdy nie pragnęli przeżyć samej Legendy.

- Powiedz proszę, czego brakuje mojej wiedzy? - nalegał młodzieniec.

Alchemik wpatrywał się ciągle w widnokrąg. Po jakimś czasie sokół powrócił zezdobyczą. Wykopali dół i rozpalili ogień głęboko w ziemi, by nikt nie mógł dojrzpłomieni.

- Jestem Alchemikiem, ponieważ jestem Alchemikiem - powiedział, gdyprzygotowywali wspólnie wieczerzę. - Przejąłem tę wiedzę od moich przodków,którzy ją dostali w darze od swoich przodków i tak dalej, aż do początku świata. tamtych czasach cala mądrość Wielkiego Dzieła mogła zostać spisana nazwyczajnym szmaragdzie. Ale ludzie nigdy nie dawali wiary prostocie, zaczęli w

pisać traktaty, komentarze, studia filozoficzne. Głosili również, że znają drogę lepod innych.

- A co było napisane na Szmaragdowej Tablicy? - spytał młodzieniec.

Alchemik wyrysował jakieś wzory na piasku, nie zajęło mu to nawet pięciu minuKiedy je kreślił, młodzieniec przypomniał sobie postać Starego Króla i plac, na kspotkali się niegdyś, i wydało mu się, że od tamtego czasu upłynęło wiele wiele l

- Oto co było napisane na Szmaragdowej Tablicy - rzekł Alchemik, gdy skończył

Młodzieniec zbliżył się i przeczytał słowa wypisane na piasku.

70

Page 71: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 71/93

- Ależ to jakiś zawiły szyfr - powiedział nieco rozczarowany Szmaragdową TabliTo samo znalazłem w księgach Anglika.

- Nieprawda - odrzekł Alchemik. - To trochę tak jak jastrzębi lot - nie można go psamym rozumem. Szmaragdowa Tablica jest najprostszą drogą wiodącą do DuszyŚwiata.

Już dawno temu mędrcy zrozumieli, że świat przyrody jest jedynie powielonymobrazem Raju. Sarn fakt, że ten świat istnieje, jest dowodem na to, że istnieje teżświat doskonalszy. Bóg go stworzył, aby za pośrednictwem rzeczy widzialnych lumogli pojąć jego nauki duchowe i dojrzeć objawienia jego mądrości. To właśnienazywam Działaniem.

- A czy muszę zrozumieć Szmaragdową Tablicę? - spytał młodzieniec.

- Gdybyś znajdował się w alchemicznym warsztacie, miałbyś teraz wymarzoną okazję, by szukać najlepszego sposobu odczytania Szmaragdowej Tablicy. Ale jesna pustyni. A zatem zanurz się raczej w niej. Pustynia bowiem pomaga zrozumieświat równie dobrze jak każda inna rzecz na ziemi. Nawet nie potrzebujesz pustyrozumieć - wystarczy przyjrzeć się zwykłemu ziarenku piasku a ujrzysz w nimwszystkie cuda stworzenia.

- A jak mogę zanurzyć się w pustyni?

- Słuchaj po prostu głosu twego serca. Ono wie wszystko, bo wyszło z Duszy Świ pewnego dnia tam powróci.

Jechali w ciszy przez następne dwa dni. Alchemik stał się przezorniejszy, gdyżzbliżali się do strefy najbardziej zagorzałych walk. Młodzieniec zaś w skupieniuwsłuchiwał się w głos swego serca.

Było to serce trudne do zrozumienia. Kiedyś zawsze tak chętne do wyjazdu, terazchciało dotrzeć za wszelką cenę do miejsca przeznaczenia. Niekiedy opowiadałohistorie pełne tęsknoty, kiedy indziej znów zachwycało się wschodem słońca napustyni i wyciskało skrywane łzy z oczu chłopca. Biło szybciej, gdy opowiadał mskarbie i zwalniało, gdy jego wzrok ginął w dali pustynnego horyzontu. Ale nie mnigdy, nawet jeśli nie zamieniał ani jednego słowa z Alchemikiem.

- Dlaczego musimy słuchać głosu serca? - spytał tego wieczoru, gdy zatrzymali sna nocleg.

- Bo tam, gdzie będzie twoje serce, będzie i twój skarb.

- Moje serce jest niespokojne - rzeki młody człowiek. - Marzy, lęka się, jestzakochane w dziewczynie z pustyni. Wypytuje mnie o tysiące spraw, a w nocy nipozwala zmrużyć oka, gdy myślę o niej.

71

Page 72: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 72/93

Page 73: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 73/93

- Każda chwila poszukiwań jest chwilą spotkania - rzekł młodzieniec do swego se- Kiedy szukałem skarbu, wszystkie dni były jasne, bo wiedziałem, że każda godzstanowi cząstkę marzenia o odkryciu go. Kiedy szukałem skarbu, to po drodzespotkałem to, czego nigdy nie mógłbym odkryć, gdybym nie miał odwagi sięgnąćrzeczy niemożliwe dla zwykłego pasterza.

Jego serce ucichło na całe popołudnie. I tej nocy spał spokojnie. A kiedy obudził rankiem serce zaczęło mu opowiadać o Duszy Świata. Powiedziało mu, że człowszczęśliwy to ten, kto nosi w sobie Boga. I że szczęście można znaleźć nawet wnajmniejszym ziarenku pustynnego piasku - zupełnie tak, jak mówił Alchemik. Bziarenko piasku jest chwilą Stworzenia, a Wszechświat poświęcił całe miliony latmogło istnieć.

- Każdy człowiek na kuli ziemskiej ma skarb, który gdzieś na niego czeka -

powiedziało mu serce. - My, serca, rzadko o tym mówimy, bo ludzie nie chcą jużodnajdywać skarbów. Mówimy o tym jedynie dzieciom. A resztę pozostawiamy żby poprowadziło każdego śladem jego przeznaczenia. Niestety, mało kto podążawyznaczoną mu drogą, która jest szlakiem do jego Własnej Legendy i do spełnienWiększości świat jawi się jako groźba i pewnie z tej przyczyny ten świat staje siękońcu dla nich prawdziwym zagrożeniem. A wtedy my, serca, mówimy coraz cisciszej, choć nie milkniemy nigdy na dobre, I zaklinamy na wszystkie świętości, anie usłyszano naszych słów. Bo nie chcemy, aby ludzie cierpieli, że nie poszli dro jaką im wskazywaliśmy.

- Dlaczego serca nie mówią ludziom, że powinni podążać śladem własnych marz- spytał młodzieniec Alchemika.

- Ponieważ wówczas serca cierpiałyby najbardziej. A serca nie lubią cierpieć.

Od owego dnia młodzieniec słuchał głosu swego serca. Prosił, by nigdy go nieopuściło. Prosił, by ściskało się w jego piersi, by biło na alarm, gdyby czasemzdarzyło mu się zaniechać swych marzeń. I przysiągł być zawsze ostrożnym, kiedusłyszy bicie na alarm.

Tej nocy rozmawiał długo z Alchemikiem. I Alchemik zrozumiał, że serce młodzpowróciło do Duszy Świata.

- Cóż mam teraz począć?

- Idź dalej w stronę piramid - odparł Alchemik. - I uważaj na znaki. Twoje serce p już dziś wskazać ci skarb.

- A więc to jest to, czego dotąd nie wiedziałem ?

- Nie - powiedział Alchemik. - Oto czego brakuje twojej wiedzy:

73

Page 74: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 74/93

Zanim marzenie się spełni, Dusza Świata pragnie poddać próbie to wszystko, czenauczyłeś się w drodze. Jeśli tak czyni, to nie powoduje nią złośliwość, ale chęć, zgłębił nauki, których doświadczasz idąc tropem marzeń. I wtedy właśnie większludzi wycofuje się. W języku pustyni to tak, jak umrzeć z pragnienia w chwili, gdwidnokręgu widać już palmy oazy.

Podróż zaczyna się nieodmiennie Szczęściem Początkującego, a kończy Próbą Zdobywcy.

Młodzieniec przypomniał sobie wtedy stare przysłowie z jego kraju o tym, żenajciemniej jest tuż przed wschodem słońca.

Pierwszy namacalny znak zagrożenia pojawił się już nazajutrz. W oddali ukazałotrzech wojowników, a kiedy podeszli bliżej, zapytali obu podróżnych, czego tu

szukają.- Przybyłem na łowy z sokołem - odparł Alchemik.

- Mamy obowiązek przeszukać was i sprawdzić, czy nie ukrywacie broni - rzekł n jeden z wojowników.

Alchemik powoli zsiadł z konia. Młody człowiek poszedł za jego przykładem.

- Na co ci tyle pieniędzy? - spytał wojownik na widok wypchanej złotem sakiewk

- Aby dotrzeć do Egiptu - odrzekł młodzieniec.

Człowiek, który przetrząsał juki Alchemika, natknął się na kryształowy flakonikwypełniony płynem i na szklane jajo żółtej barwy, niewiele tylko większe od kurz

- Co to takiego? - zapytał.

- Eliksir Długowieczności i Kamień Filozoficzny. Jest to Wielkie Dzieło AlchemiKto pije ten płyn, nie choruje nigdy, zaś maleńki okruch tego kamienia przemieni

każdy metal w złoto.Trzej mężczyźni wybuchnęli gromkim śmiechem, a Alchemik śmiał się wraz z niJego odpowiedź przypadła im widać do gustu, bo pozwolili im odejść bez przeszk

- Czyś ty postradał rozum? - wykrzyknął młodzieniec, gdy zniknęli im z oczu. -Dlaczego odpowiedziałeś im w ten sposób?

- Aby ci pokazać proste prawo, które rządzi tym światem: nigdy nie dostrzegamyskarbów, które mamy tuż przed oczyma. A wiesz, dlaczego tak się dzieje? Bo lud

nie wierzą w skarby.

74

Page 75: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 75/93

Page 76: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 76/93

Page 77: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 77/93

bowiem, że kiedy dojrzewa jedna rzecz, dojrzewa też wszystko wokół. Innymudawało się odkryć Kamień przypadkiem. Ci otrzymywali dar, a ich dusza byłabardziej rozbudzona niż dusze innych. Ale oni się nie liczą, gdyż jest ich bardzoniewielu. Inni wreszcie szukali tylko złota. Ci nigdy nie odkryli tajemnicy. Zapomtym, że ołów, miedź i żelazo też maja Własne Legendy do spełnienia. A ten, ktoprzywłaszcza sobie Legendę bliźniego, nigdy nie odkryje swojej własnej.

W ustach Alchemika słowa te zabrzmiały jak przekleństwo.

Schylił się i podniósł z ziemi muszlę.

- Kiedyś był tu ocean - rzekł.

- Już to odkryłem - odparł młodzieniec.

Alchemik poprosił, by przytknął muszlę do ucha. Młody człowiek nieraz czynił tbędąc dzieckiem i nieodmiennie słyszał w niej szum morza.

- Morze na zawsze zamknięte jest w tej muszli, bo jest to jej Własna Legenda, I nopuści jej dopóty, dopóki wody oceanu na powrót nie pochłoną pustyni.

Wskoczyli w siodła i pośpieszyli w stronę egipskich piramid.

Słońce zaczynało już zachodzić, kiedy serce młodzieńca zaczęło bić na alarm.

Zewsząd otaczały ich wysokie wydmy. Alchemik wydawał się chłopcu całkiemspokojny. Pięć minut później tuż przed nimi wyrosło z piasków dwóch jeźdźców.sylwetki odcinały się ostro na widnokręgu. Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek dAlchemika, dwóch jeźdźców zamieniło się w dziesięciu, potem w stu, a na koniecpokryli całkowicie okoliczne wydmy.

Byli to wojownicy odziani na niebiesko, ich turbany przytrzymywała potrójna czaopaska. Ich twarze zakrywały błękitne szale i tylko czasem widać było spod nichoczy. Nawet z oddali te oczy świadczyły o ogromnej sile ducha. Te oczy mówiły śmierci.

Zaprowadzono ich obu do obozu wojskowego, nieopodal. Jeden z żołnierzy popcich do namiotu, który w niczym nie przypominał namiotów w Oazie. Znaleźli sięw oko z wodzem otoczonym licznym orszakiem.

- To są szpiedzy - rzekł jeden z mężczyzn.

- Jesteśmy tylko podróżnikami - odparł spokojnie Alchemik.

- Widziano was trzy dni temu w obozie nieprzyjaciela. Rozmawialiście tam z jedn

z żołnierzy,

77

Page 78: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 78/93

- Jestem człowiekiem, który wędruje po pustyni i czyta z gwiazd - odparł AlchemNie wiem nic o oddziałach wojsk ani o ruchach plemion. Służyłem jedynie zaprzewodnika mojemu przyjacielowi.

- A kim on jest? - spytał dowódca.

- Alchemikiem - odparł Alchemik. - Zna on tajemne moce przyrody i pragnie pokwam swoje niezwykłe zdolności.

Młody człowiek słuchał z zapartym tchem. Bał się.

- Czego szuka obcy na obcej ziemi? - spytał jeden z mężczyzn.

- Przynieśliśmy w darze dla waszego klanu złoto - wtrącił Alchemik, nim jeszczemłodzieniec zdołał otworzyć usta.

I chwyciwszy jego kiesę pełną złotych monet podał ją wodzowi. Tamten przyjął jsłowa. Było tam dość złota, by kupić pokaźną ilość broni.

- Kto to jest Alchemik? - spytał w końcu Arab.

- To ktoś kto zna świat i przyrodę. I gdyby tylko zapragnął, mógłby zaprzęgając swiatru unicestwić w okamgnieniu cały ten obóz.

Mężczyźni wy buchnęli śmiechem. Przywykli już do okrucieństw wojny i wiedzidobrze, że wiatr nie byłby w stanie zadać śmiertelnego ciosu. Ale każdemu z nichścisnęło się serce w piersi. Byli bowiem ludźmi pustyni i w głębi ducha obawiali czarowników.

- Chciałbym to zobaczyć na własne oczy - rzeki dowódca.

- Potrzeba nam na to trzech dni - odparł Alchemik. - Wtedy ten młodzieniec przesię w wiatr, by pokazać wam swoją nadprzyrodzoną moc. Jeśli mu się nie powiedofiarujemy pokornie nasze życia w hołdzie dla waszego klanu.

- Nie możesz mi darować czegoś, co już do mnie należy - odparł gniewnie dowód

Przyznał jednak podróżnym trzy dni laski.

Przerażonemu chłopcu odebrało władzę w nogach. Alchemik musiał przytrzymaćpod ramię, gdy wychodzili z namiotu.

- Nie pokazuj im, że się boisz - powiedział. - To są ludzie waleczni i gardzą tchórzami.

78

Page 79: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 79/93

Młodzieniec stracił głos. Odzyskał go dopiero po dłuższym czasie, kiedy szli przeobozowisko. Nie warto nawet było ich więzić. Arabowie ode - brali im po prostu I tak oto świat raz jeszcze dal im poznać jeden spośród swoich rozlicznych jeżykpustynia, która wcześniej była otwartą i nieograniczoną przestrzenią, stalą się munie do przebycia.

- Oddałeś im cały mój majątek - wykrztusił w końcu młodzieniec. - Wszystko, cozdobyłem w ciągu całego życia!

- A na co ci to, skoro masz umrzeć? Pieniądze uratowały ci życie na trzy dni.Nieczęsto się zdarza, by pieniądze mogły opóźnić czyjąś śmierć.

Młodzieniec był zbyt przerażony, by dotarły do niego słowa mądrości. Zupełnie nwiedział, jak przemienić się w wiatr. Przecież nie był alchemikiem.

Alchemik poprosił jednego z wojowników o herbatę. Skropił nią nadgarstki młodczłowieka. Przyjemna i kojąca fala rozeszła się po jego ciele, podczas gdy Alchemwypowiadał cichutko jakieś tajemnicze zaklęcia, których chłopiec nie był w stanizrozumieć.

- Nie poddawaj się rozpaczy - rzekł Alchemik głosem niezwykle łagodnym. - Onpozwala rozmawiać z sercem.

- Nie potrafię zamienić się w wiatr.

- Ten kto żyje Własną Legenda, wie to wszystko, co wiedzieć powinien. I tylko jemoże unicestwić marzenie - strach przed porażką.

- Ja nie lękam się porażki. Po prostu nie potrafię przemienić się w wiatr.

- A zatem trzeba, żebyś się tego nauczył. Bo od tego zależy twoje życie.

- A jeśli nie będę w stanie?

- Wtedy zginiesz, przeżywszy jednak Własną Legendę. Lepsze to chyba, niż umr jak miliony ludzi, którym nawet się nie śniło o istnieniu ich Legendy. Ale nie obasię, bowiem zazwyczaj widmo śmierci sprawia, że bardziej szanujemy życie.

Minął pierwszy dzień. W okolicy rozgorzała zaciekła bitwa i do obozu trafiło wierannych. „Śmierć niczego nie zmienia” - pomyślał chłopiec. Poległych wojownikzastępowano nowymi i życie toczyło się dalej.

- Mogłeś umrzeć później, przyjacielu - rzekł jakiś człowiek pochylony nad zwłok jednego ze swych towarzyszy. - Mogłeś umrzeć, kiedy powróciłby czas pokoju.

Zresztą i tak umarłbyś wcześniej czy później.

79

Page 80: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 80/93

Page 81: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 81/93

znikomą cześć. W tej maleńkiej części zdarzyło mu się spotkać i Anglików, ikarawany, i walki plemion, i Oazę z jej pięćdziesięcioma tysiącami daktylowych i trzystu studniami.

- Czego żądasz dziś ode mnie? - spytała pustynią. - Czy wczoraj nie patrzyliśmy siebie wystarczająco długo?

- Ukrywasz gdzieś moją ukochaną. I kiedy spoglądam w twoje piaszczysteprzestworza, to tak jakbym i ją widział. Pragnę wrócić do niej i potrzebuję twejpomocy, by przemienić się w wiatr.

- A czym jest Miłość? - spytała pustynia.

- Miłość jest jak sokół, który krąży nad twoimi piaskami. Dla niego jesteś

najbujniejszą zielenią, z której zawsze powraca ze zdobyczą. On zna twoje skalneurwiska, twoje wydmy i twoje góry, a i ty jesteś dla niego najbardziej szczodra.

- Sokoli dziób wyrywa mnie po kawałku - powiedziała pustynia. - Karmie całymilatami jego ofiary, poję resztką wody jaką mam, prowadzę je tam, gdzie mogą znaleźć pożywienie. A pewnego dnia sokół spada z nieba właśnie w chwili, gdymogłabym wreszcie poczuć pieszczotę zwierzyny na moich piaskach. I sokół porto, co z takim trudem wykarmiłam.

- Po to właśnie karmiłaś i hodowałaś te wszystkie stworzenia - odparł młody

człowiek. - Żeby pożywić sokoła. A sokół będzie żywił człowieka. Zaś człowiek nasyci twój piasek, z którego znowu zrodzą się zwierzęta. Bo taki jest świat.

- I to jest Miłość?

- Tak. To ona sprawia, że ofiara zamienia się w sokoła, sokół w człowieka, a człow pustynię. To ona sprawia, że ołów przemienia się w złoto, a złoto powraca, byukryć się w ziemi.

- Nie rozumiem twoich słów - powiedziała pustynia.

- Zrozum chociaż tyle, że gdzieś pośród twoich piasków czeka na mnie kobieta. Ato oczekiwanie spełnić, muszę przemienić się w wiatr.

Pustynia zamilkła na chwilę.

- Daję ci moje piaski, aby wiatr mógł dmuchać po nich do woli. Ale sama niewielmogę zdziałać. Wezwij na pomoc wiatr.

Zerwał się leciutki wiatr. Wodzowie wojsk przyglądali się z daleka młodemu,

przemawiającemu w nieznanym im języku człowiekowi.

81

Page 82: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 82/93

Alchemik uśmiechał się sam do siebie.

Wiatr przyleciał do młodzieńca i musną! leciutko jego twarz. Posłyszał jego rozmz pustynią - wiatry zawsze wiedzą wszystko. Gonią po świecie nie wiedząc ani gdsię narodziły, ani gdzie umrą.

- Pomóż mi - powiedział chłopiec. - Kiedyś usłyszałem w twoim świście głos moukochanej.

- Kto nauczył cię języka wiatru i pustyni?

- Moje własne serce - odpowiedział młodzieniec.

Wiatr nosił wiele imion. Tutaj nazywano go sirocco, bo Arabowie wierzyli, żeprzybywał z krain obfitujących w wodę i zamieszkałych przez ludzi o czarnej skóW dalekim kraju, skąd przybywał młody człowiek, nazywano go lewantem, boHiszpanie wierzyli, że niósł ze sobą piasek pustyni i wojenne okrzyki Maurów. Amoże gdzie indziej, z dala od łąk, gdzie pasły się owce, ludzie sądzili, że ten wiatprzybywa z Andaluzji? Ale wiatr nie przylatywał znikąd ani donikąd nie gnał i dlbył silniejszy od pustyni. Kiedyś można będzie za - sadzić na pustyni drzewa a nahodować tam owce, ale nigdy nie uda się ujarzmić wiatru.

- Nie możesz stać się wiatrem - powiedział do młodzieńca. - Nasze natury są odmienne.

- Nieprawda. Zgłębiłem tajniki alchemii, kiedy razem z tobą przemierzałem świaNoszę w sobie i wiatry, i pustynie, i oceany, i gwiazdy, i to wszystko, co tylko zostworzone we Wszechświecie. Ta sama Ręka nas stworzyła i ten sam Duch w nasmieszka. Chcę stać się takim jak ty, wślizgnąć się do wszystkich zakamarków,przemierzyć morza i oceany, rozwiać piaski kryjące mój skarb i przywołać głos mukochanej.

- Przysłuchiwałem się kiedyś twojej rozmowie z Alchemikiem. Mówił on, że każrzecz ma swoją Własną Legendę. Dlatego istoty ludzkie nie mogą przemienić sięwiatr.- Naucz mnie być wiatrem bodaj przez chwilę - poprosił chłopiec. - Abyśmy mogpomówić razem o nieskończonych możliwościach wiatrów i ludzi.

Wiatr zaciekawił się - istniało coś, o czym jeszcze nie wiedział. Korciło go, żebypogawędzić, ale zupełnie nie wiedział jak przemienić człowieka w wiatr. A przectyle potrafił! Tworzył pustynie, zatapiał okręty, powalał całe lasy i włóczył się pomiastach pełnych muzyki i dziwacznych odgłosów. Sądził zawsze, że nie znażadnych granic, a tu nagle pojawił się ten młokos i upierał się, że wiatr mógłby jeszcze dokonać tysiąca innych rzeczy.

82

Page 83: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 83/93

- To się nazywa Miłością - powiedział młodzieniec widząc, że wiatr jest o krok odspełnienia jego prośby. - Kiedy kochamy, to stajemy się częścią Stworzenia. Kiedkochamy, nie potrzebujemy wcale rozumieć, co się dzieje wokół, bo wtedy wszysdzieje się w nas samych i wtedy nawet człowiek może przemienić się w wiatr.Oczywiście pod warunkiem, że wiatr przyjdzie mu z pomocą.

Wiatr był próżny i rozgniewały go słowa młodzieńca. Powiał silniej, unosząc wpowietrze tumany piasku. Ale mimo że przemierzył świat wzdłuż i wszerz, musia jednak przyznać, że nie potrafił przemienić człowieka w wiatr. Nie znał też Miłoś

- Podczas mych wędrówek po świecie widziałem mnóstwo ludzi, którzy mówili omiłości patrząc w niebo - powiedział wiatr, rozzłoszczony własną bezsilnością. -Może lepiej wezwać na pomoc niebo.

- Pomóż mi zatem - rzekł młodzieniec. - Zasnuj to miejsce piaskowym kurzem, anie oślepiło mnie słońce, gdy będę spoglądał w niebo.

Wiatr powiał jeszcze silniej, niebo zasłoniła chmura piasku, a po słońcu został jedynie złoty krążek.

W obozie coraz trudniej było dojrzeć cokolwiek. Ludzie pustyni dobrze znali ten Nazywali go samumem, był on gorszy od morskiej wichury, chociaż oni morza niznali. Konie rżały nerwowo, a ziarenka piasku powoli osiadały na broni wojownik

Na skalnym urwisku jeden z wysokich rangą wojowników odwrócił się w stronęgłównego wodza i powiedział:

- Może starczy już tego widowiska.

Młodzieniec zniknął im niemal z pola widzenia. Wszystkie twarze zakrywał całkbłękitny woal, a w błyskających spod niego oczach czytało się strach.

- Skończmy już z tym - nalegał inny jeszcze dowódca.

- Chcę zobaczyć jak wielka jest potęga Allacha - rzekł główny wódz, a jego głosprzepojony był szacunkiem - Pragnę ujrzeć na własne oczy, jak człowiek zamienisię w wiatr.

Zanotował jednak w pamięci imiona obu mężczyzn, którzy zdradzili się ze swoimlękiem. Gdy tylko ucichnie wiatr, pozbawi ich dowództwa. W sercach ludzi pustymoże zagościć nawet cień bojaźni.

- Wiatr mi powiedział, że ty wiesz, co to jest Miłość - rzekł młodzieniec do Słońc jeśli znasz Miłość, musisz znać również Duszę Świata, która z Miłości powstała.

83

Page 84: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 84/93

- Stąd, gdzie się znajduję - odpowiedziało Słońce - mogę z łatwością dojrzeć DusŚwiata. Łączy się ona z moją własną duszą. Oboje pozwalamy rosnąć drzewom irazem prowadzimy owce szukające cienia. Tu, gdzie jestem - a jestem bardzo dalod świata - nauczyłem się kochać, I wiem, że jeśli choć odrobinę zbliżę się do ziezginie wszystko co ona nosi i unicestwię Duszę Świata. A zatem patrzymy na sieboddali i kochamy się wzajemnie. Ja daję jej ciepło i życie, a ona daje mi rację byt

- Tak, ty wiesz, co to Miłość - powtórzył młodzieniec.

- l znam też Duszę Świata, bo prowadzimy ze sobą długie rozmowy podczaswędrówki bez końca po orbicie. Powiedziała mi, że największym jej zmartwienie jest to, że tylko minerały i rośliny pojęły, że wszystko jest jedną i tą samą Rzecząprzecież nie potrzeba, aby żelazo było podobne do miedzi a miedź do złota. Każdwypełnia swoistą rolę w tej jedynej Rzeczy i wszystko mogłoby być Symfonią Po

gdyby Ręka, która to zapisała, zatrzymała się piątego dnia. Ale był i dzień szósty- Jesteś mędrcem, bo widzisz wszystko z daleka - powiedział młody człowiek. - Anie znasz Miłości. Gdyby nie było szóstego dnia, nie byłoby i człowieka, miedźpozostałaby na zawsze tylko miedzią, a ołów tylko ołowiem. To prawda, że każdyWłasną Legendę, ale pewnego dnia owa Legenda się spełni. Trzeba więc przemiesię w coś lepszego i żyć nową Własną Legendę, aż po dzień, gdy Dusza Światastanie się naprawdę jedną jedyną Rzeczą. Słońce popadło w zadumę i zaświeciłomocniej. A wiatr, któremu spodobała się ta rozmowa, dmuchnął jeszcze silniej, żepromienie słoneczne nie oślepiły młodzieńca.

- Po to właśnie istnieje Alchemia - powiedział chłopiec. - Aby każdy szukał swojskarbu, odkrywał go i starał się być doskonalszym, niż był w życiu poprzednim. Owypełniał będzie swoją rolę aż do czasu, kiedy świat nie będzie już potrzebowałołowiu. Wówczas będzie musiał przemienić się w złoto.

Alchemicy potrafią dokonać tej przemiany. Uczą nas, że kiedy staramy się byćdoskonalszymi niż jesteśmy, wszystko wokół nas staje się doskonalsze.

- Dlaczego mówisz, że nie wiem, co to Miłość? - spytało Słońce.

- Bo Miłość nie polega na tym, by stać nieruchomo jak pustynia, ani hulać po świ jak wiatr, ani patrzeć na wszystko z daleka, jak ty. Miłość jest tą siłą, która przemi ulepsza Duszę Świata. Kiedy dotarłem do niej po raz pierwszy, wydawała mi sięabsolutnie doskonała. Ale z czasem odkryłem, że jest odbiciem tego wszystkiegozostało stworzone, że nią również miotają i namiętności, i wojny. To my, ludzie,karmimy Duszę Świata, a świat w którym żyjemy stanie się lepszy albo gorszy wzależności od tego, czy my sami będziemy lepsi czy gorsi. Tu właśnie przychodzpomocą siła Miłości, bo zawsze, gdy kochamy, to pragniemy być lepsi niż jesteśm

- Czego właściwie ode mnie oczekujesz? - spytało Słońce.

84

Page 85: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 85/93

- Abyś mi pomogło przemienić się w wiatr - odpowiedział młodzieniec.

- Cała przyroda wie, że jestem najbardziej rozumnym ze wszystkich stworzeń -odrzekło Słońce - Ale doprawdy nie wiem jak sprawić, byś mógł zamienić się w w

- Do kogo mam się więc zwrócić?

Słońce zamyśliło się głęboko. Wiatr słuchał wszystkiego i zaraz rozniesie po całyświecie wieść, że wiedza słońca jest ograniczona. Zatem nie mogło odprawić zniczym tego młodego człowieka, który znał Język Wszechświata.

- Zwróć się do Ręki, która wszystko zapisała - rzekło na koniec Sionce.

Wiatr zawył z uciechy i powiat jeszcze silniej. Namioty rozbite na piasku zerwałydo lotu a zwierzęta uwolniły z powrozów. Ludzie na skalistej skarpie czepiali się drugich, by nie porwał ich wiatr.

Młodzieniec zwrócił się w stronę Ręki, która wszystko zapisała. I już chciał cośpowiedzieć, gdy nagle poczuł, że Wszechświat milczał, więc on również zamilkł.

Strumień miłości trysnął z jego serca i chłopiec zaczął się modlić. Była to modlitw jakiej dotąd nie znał, modlitwa bez słów, w której o nic nie prosił. Nie dziękowałznalezienie soczystego pastwiska dla owiec, nie zaklinał, by udało mu się sprzedawięcej kryształów, nie błagał , by kobieta, którą spotkał, czekała na jego powrót.

ciszy, która nastała, zrozumiał, że i pustynia, i wiatr, i słońce tak samo jak on szuznaków, które zapisała ta Ręka. One również pragnęły iść własną drogą i pojąćsłowa wyryte na zwyczajnym szmaragdzie. Wiedział, że znaki te były rozsiane poziemi i po przestworzach. Na pozór nie miały żadnej racji bytu, żadnego znaczenani pustynie, ani wiatry, ani słońce, ani nawet ludzie nie wiedzą, dlaczego zostalistworzeni. Ale ta Ręka o tym wiedziała i ona jedna zdolna była czynić cuda, przemieniąc oceany w pustynie, a ludzi w wiatr. Ponieważ ona jedna rozumiała, że jakwyższe przeznaczenie popychało Wszechświat do punktu, w którym owe sześć dtworzenia przemienia się w Wielkie Dzieło.

Młodzieniec zanurzył się w Duszy Świata i ujrzał, że Dusza Świata jest częścią Duszy Boga, a Dusza Boga jest jego własną duszą.

I odtąd mógł czynić cuda.

Samum wiał tego dnia jak nigdy dotąd. Z pokolenia na pokolenie Arabowieprzekazywali sobie legendę o chłopcu, który przemienił się w wiatr i niemalzdmuchnął z. powierzchni ziemi obozowisko, załamując potęgę największego wopustyni.

85

Page 86: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 86/93

A kiedy samum ucichł, wszyscy skierowali wzrok do miejsca, gdzie wcześniej siemłodzieniec, ale jego już tam nie było. Był za to z drugiej strony obozu, obokwartownika, niemal całkowicie pokrytego piaskiem.

Ludzie byli przerażeni tymi czarami. Tylko dwie osoby uśmiechały się: Alchemikodnalazł prawdziwego ucznia, i naczelny wódz, bo ten uczeń posłyszał hymn nachwałę Boga.

Nazajutrz wódz pożegnał młodzieńca i Alchemika. I polecił kilku swoim ludziomtowarzyszyli im do miejsca, gdzie chcieli się udać.

Dzień cały wędrowali. O zmierzchu dotarli do bram koptyjskiego klasztoru. TamAlchemik odprawił eskortę i zsiadł z konia.

- Dalej pójdziesz już sam - powiedział. - Od piramid dzielą cię tylko trzy godzinymarszu.

- Dziękuję ci za wszystko - rzeki młodzieniec.

- To ty nauczyłeś mnie Jeżyka Wszechświata.

- Przypomniałem ci jedynie to, o czym zawsze wiedziałeś.

Alchemik zakołatał w klasztorną furtę. Otworzył im mnich odziany w czarny hab

Zamienili ze sobą kilka zdań po koptyjsku, po czym Alchemik poprowadził za somłodzieńca.

- Poprosiłem go, by pozwolił nam wejść do klasztornej kuchni - powiedział.

Udali się tam obaj. Alchemik rozpalił ogień, a mnich przyniósł grudkę ołowiu, ktAlchemik stopił w żeliwnym saganku. Gdy ołów stał się ciekły, wyjął z torby owodziwaczne jajo z żółtego szkła. Zeskrobał z niego płatek grubości włosa, otoczył woskiem i wrzucił do naczynia z ciekłym ołowiem. Mieszanina przybrała barwę Alchemik zsunął saganek z ognia i odstawił do ostudzenia - Czekając, rozprawiał

mnichem o wojnie klanów.- Ta wojna potrwa jeszcze długo - rzekł do mnicha.

Mnich wydawał się zaniepokojony tą wieścią. Od dawna już liczne karawany stałGizie czekając końca wojny.

- Niech stanie się wola Boga - powiedział.

- Niech się stanie - odparł Alchemik.

86

Page 87: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 87/93

Page 88: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 88/93

- A na koniec chciałbym ci opowiedzieć historię o snach - rzek] Alchemik.

Młodzieniec zbliżył się do niego na swoim wierzchowcu.

- W starożytnym Rzymie w czasach Tyberiusza żył pewien zacny człowiek, którydwóch synów. Jeden zaciągnął się do wojska i wysłany został do najdalszychprowincji Cesarstwa. Drugi był poetą i oczarowywał Rzym wierszami.

Pewnej nocy ojciec miał sen. Zjawił mu się we śnie anioł i rzekł, że słowa jedneg jego synów staną się sławne i będą powtarzane na całej kuli ziemskiej z pokolenipokolenie.

Starzec zbudził się płacząc ze szczęścia, bo życie było dla niego łaskawe iobjawiono mu coś, co napełniłoby dumą serce każdego ojca.

Krótko potem zginął, niosąc ratunek jakiemuś dziecku, które dostało się pod koławozu. A skoro przez cale życie był prawy i uczciwy, poszedł prosto do nieba i spoanioła, który niegdyś odwiedził go we śnie.

- Byłeś zawsze dobrym człowiekiem - rzekł do niego anioł. - Żyłeś otoczony miłoumarłeś godnie. Mogę zatem dzisiaj spełnić każde twoje życzenie.

- Życie również łaskawie się ze mną obeszło - odrzekł starzec. - Gdy zjawiłeś sięmoim śnie pojąłem, że moje starania nie idą na marne. Poematy mojego syna

pozostaną w ludzkiej pamięci na wieki. Dla siebie o nic nie proszę, niemniej każdojciec szczyciłby się sławą dziecka, które pielęgnował w dzieciństwie i wychowygdy był dorastającym młodzieńcem. Pragnąłbym posłyszeć słowa mojego syna wprzyszłości.

Anioł dotkną! leciutko ramienia starca i obaj przenieśli się w daleką przyszłość.Ukazał się przed nimi ogromny plac, gdzie tysiące ludzi porozumiewało sięprzedziwnym jeżykiem.

Radość wypełniła oczy starca łzami.

- Wiedziałem zawsze - rzekł do anioła - że strofy mojego syna są piękne inieśmiertelne. Czy mógłbyś mi powiedzieć, który z poematów recytują ci ludzie?

Wówczas anioł zbliżył się do niego ostrożnie i usiedli na jednej z ławek ustawionna placu.

- Wiersze twojego syna poety były bardzo sławne w Rzymie - powiedział anioł -Wszyscy czytali je z rozkoszą. Jednak gdy dobiegły końca rządy Tyberiusza, poszw niepamięć. Słowa powtarzane przez tych oto ludzi wyszły z ust twojego drugiesyna, tego który był żołnierzem.

88

Page 89: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 89/93

Starzec słuchał anioła nie dowierzając własnym uszom.

- Syn twój służył w odległej prowincji, gdzie został mianowany setnikiem. Był toczłowiek pełen dobroci i sprawiedliwości. Pewnej nocy jeden z jego sług ciężkozachorował i bliski był śmierci - Twój syn słyszał kiedyś wieści o rabinie, któryuzdrawiał chorych. Ruszył zatem bez zwłoki na jego poszukiwanie. Po długich dnwędrówki dowiedział się, że człowiek, którego szuka, jest Synem Boga. Spotkał pdrodze ludzi przez niego uleczonych, poznał jego nauki, i mimo że był rzymskimsetnikiem, przyjął jego wiarę. Pewnego ranka stanął wreszcie przed obliczem owRabina.

Powiedział mu, że jeden z jego sług zaniemógł i Rabin był gotów pójść do jegodomu. Setnik ów był jednak człowiekiem wiary i gdy powstali wszyscy wokół, a spojrzał Rabinowi głęboko w oczy, pojął, że naprawdę stoi przed obliczem Syna

Bożego.- A oto słowa twego syna - rzekł anioł do starca. - Słowa, którymi przemówił doRabina, i których nie zapomniano nigdy: Panie, nie jestem godzien abyś przyszedmnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiony sługa mój.

Alchemik popędził konia.

- Każda ziemska istota, cokolwiek by czyniła - rzekł - odgrywa zawsze główną rodziejach świata. Oczywiście, nic o tym nie wiedząc.

Młodzieniec uśmiechnął się. Nigdy nie przypuszczał, że zwykłe życie pasterza mbyć tak ważne.

- Żegnaj - powiedział Alchemik.

- Żegnaj - odrzekł chłopiec.

Od dwóch i pól godziny cwałował przez pustynie, próbując słuchać uważnie głosswego serca. To ono bowiem miało mu wskazać, gdzie jest ukryty jego skarb.

„Tam gdzie jest twój skarb, jest i twoje serce” - powiedział mu kiedyś Alchemik.

Ale jego serce mówiło o czymś innym. Opowiadało z dumą historię pasterza, któporzucił swoje owce, by podążać śladem snu, jaki dwukrotnie go nawiedził. MówWłasnej Legendzie i o tych wszystkich, którzy tak jak on wyruszyli odkrywać dakraje, szukać pięknych kobiet, próbując stawić czoła poglądom i przekonaniominnych ludzi. Podczas tej wędrówki jego serce mówiło o odkryciach, o księgach, wielkich wydarzeniach.

89

Page 90: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 90/93

Ale gdy szykował się właśnie, by wejść na jedną z wydm, szepnęło mu do ucha:„Zapamiętaj dokładnie miejsce, w którym zapłaczesz, tam bowiem jestem i tamznajduje się twój skarb”.

Powoli wdrapywał się na wydmę. Ugwieżdżone niebo rozświetlał znowu księżycpełni, a zatem cały miesiąc wędrowali przez pustynię. Księżyc oświetlał równieżwydmę, a gra cieni upodobniała pustynię do wzburzonego morza. Przypomniał techłopcu tamten dzień, kiedy wypuścił z rąk wodze swojego konia i tym samymuczynił znak, na jaki czekał Alchemik. Księżycowy blask skąpał pustynną ciszę idługą drogę, jaką ludzie przemierzają w poszukiwaniu skarbów.

Kiedy po upływie kilku minut dotarł na szczyt wydmy, serce zatrzepotało mugwałtownie w piersi. Rozświetlone jasną poświatą księżyca i bielą pustynnegopiasku, wyrosły przed jego oczyma wyniosłe i dostojne Piramidy Egiptu.

Upadł na kolana i zapłakał. Dziękował Bogu za wiarę we Własną Legendę, zaspotkanie z sędziwym Królem, Sprzedawcą Kryształów, Anglikiem i Alchemikiemnade wszystko za dziewczynę z pustyni, która pozwoliła mu zrozumieć, że Miłośmusi wcale odwodzić człowieka od jego Własnej Legendy.

Całe stulecia spoglądały z wysokości Piramid na mężczyznę klęczącego u ich stóJeśli by tylko zapragnął, mógłby zaraz wrócić do Oazy, poślubić Fatimę i żyć sob jak zwyczajny pasterz. Bo przecież Alchemik też żył na pustyni, mimo że rozumiJęzyk Wszechświata i potrafił przemienić ołów w złoto. Przed nikim nie musiałbłyszczeć ani rozległością swej wiedzy, ani zręcznością swej sztuki. Podążającszlakiem Własnej Legendy, nauczył się wszystkiego, co pragnął wiedzieć, i przeżwszystko, o czym śnił.

W końcu dotarł do swojego skarbu, ale dzieło poty nie będzie dokonane, pókiostateczny cel nie zostanie osiągnięty. Tu właśnie, na szczycie tej wydmy, zapłakSpuścił wzrok i ujrzał skarabeusza, wędrującego po piasku tam, gdzie upadły jegołzy. Podczas pobytu na pustyni dowiedział się, że w Egipcie skarabeusze byłysymbolem Boga.

Z pewnością chodziło o jakiś znak. Zaczął więc kopać w tym miejscu, myśląc zrozrzewnieniem o Sprzedawcy Kryształów. Nawet jeśli ktoś przez całe życieukładałby kamienie na stosie, nigdy nie uda mu się wybudować piramidy w swoiogrodzie.

Całą noc kopał, nic nie znajdując. Z wierzchołka Piramid przyglądały mu się wmilczeniu całe wieki dziejów. Nie poddawał się jednak. Kopał i kopał bez ustankuzmagając się z wiatrem, który wielokrotnie zasypywał dół piaskiem. Jego mięśnieosłabły z wysiłku, krwawiły dłonie, ale on ufał swojemu sercu. A serce kazało mukopać tam, gdzie upadły łzy.

90

Page 91: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 91/93

Nagle, kiedy próbował wydobyć z piasku kamienie, na które natrafił, posłyszał zasobą odgłos kroków. Zbliżało się kilku mężczyzn, a że szli pod światło księżyca, mógł dojrzeć ani ich oczu ani ich twarzy.

- Czego tu szukasz? - spytał jeden z przybyłych. Nie odrzekł nic. Bał się. Był tuż od skarbu i opanował go lęk.

- Jesteśmy uchodźcami wojennymi - rzekł jeden z nich. - Chcemy wiedzieć, co tuukrywasz. Potrzebujemy pieniędzy.

- Nie ukrywam niczego.

Jeden z mężczyzn wyciągnął go siłą z dołu, który kopał. Drugi przeszukał go i znzłoto ukryte w kieszeni.

- On ma złoto - powiedział jeden z napastników.

Blask księżyca oświetlił na chwilę twarz mężczyzny, który go przeszukiwał, i w joczach chłopiec dojrzał śmierć.

- Na pewno ukrył więcej złota w ziemi - powiedział inny.

Zmusili go, by kopał dalej. Ponieważ nie znajdował niczego, zaczęli go okładaćpięściami. Ciosy spadały na niego, aż ukazały się pierwsze promienie słoneczne.

Jego ubranie było z strzępach, przeczuwał nadchodzącą śmierć.„Na co zdadzą się pieniądze, jeśli trzeba umrzeć? Rzadko pieniądze mogą wybawkogoś od śmierci.” - mawiał Alchemik.

- Szukam skarbu - wydusił z siebie w końcu.

I mimo ran na twarzy, i spuchniętych od uderzeń warg, opowiedział swym oprawo tym, że śnił dwa razy z rzędu o skarbie ukrytym w pobliżu egipskich Piramid.

Mężczyzna, który wyglądał na ich dowódcę, milczał. W końcu zwrócił się do jedze swych kompanów.

- Puśćmy go wolno. Nie ma już nic więcej. A to złoto zapewne ukradł.

Chłopiec upadł twarzą na piasek. Jakieś oczy szukały jego wzroku. Były to oczyherszta bandy, ale młody człowiek spoglądał na Piramidy.

- Jedźmy dalej - zawołał przywódca do swoich towarzyszy. I zwrócił się do leżąc

- Nie umrzesz dzisiaj - rzekł. - Będziesz żył długo i kiedyś zrozumiesz, że nie wobyć tak głupim. Dokładnie w tym samym miejscu jakieś dwa lata temu śniło mi s

91

Page 92: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 92/93

parę razy z rzędu, że muszę jechać do Hiszpanii, odszukać ruiny starego kościołastojące gdzieś w szczerym polu, tam gdzie pasterze zatrzymują się na nocleg zeswoim stadem i gdzie rośnie sykomora w miejscu dawnej zakrystii. Śniło mi się, jeśli będę kopać u stóp drzewa, znajdę tam ukryty skarb. Nie jestem jednak na tynaiwny, by przemierzać całą pustynię tylko dlatego, że przyśniło mi się to dwa ra

I oddalił się.

Młody człowiek nie bez trudu stanął na nogach j raz jeszcze spojrzał w stronęPiramid. Uśmiechały się one do niego i chłopiec z sercem przepełnionym radościuśmiechnął się do nich.

Znalazł swój skarb.

EpilogNazywał się Santiago. Przybył do ruin małego opuszczonego kościoła, gdy zmrokprawie zapadał. W zakrystii nadal rosła sykomora i jak dawniej można było dojrzgwiazdy przez na wpół zrujnowane sklepienie. Przypomniał sobie jak niegdyś dotutaj ze swym stadem i spędził całkiem spokojną noc, jeśli pominąć sen, który muwtedy przyśnił.

Teraz znowu znalazł się tutaj, ale tym razem bez owiec, za to z łopatą w ręce.

Długo patrzył w niebo. Potem wyciągnął z chlebaka bukłak z winem i pociągnął niego spory łyk. Pomyślał o nocy na pustyni, kiedy patrzył na gwiazdy, popijającszkarłatne wino z Alchemikiem. Myślał o ścieżkach, które przemierzył, i oprzedziwnym sposobie, w jaki Bóg ujawnił mu istnienie skarbu. Jeśli nie zaufałbytemu powtarzającemu się snowi, nie spotkałby ani Cyganki, ani Króla, ani złodziani... „Lista jest naprawdę długa - rzekł sam do siebie - ale droga usłana byłaznakami i nijak nie mogłem się pomylić”.

Zasnął nie wiedząc kiedy, a gdy się zbudził słońce stało już wysoko na niebie. Pozatem kopać u stóp sykomory.

- Stary diable! - powiedział do siebie - Wiedziałeś o wszystkim. Zostawiłeś nawetrochę złota, abym mógł wrócić do tego kościoła. Mnich ubawił się przednio, gdyujrzał mnie w łachmanach. Czy nie mogłeś mi tego oszczędzić?

Usłyszał głos wiatru:

- Jeśli bym ci o tym powiedział, nigdy nie zobaczyłbyś Piramid. Prawda, że są piękne?

Poznał głos Alchemika. Uśmiechnął się do siebie i kopał dalej. Pół godziny późniłopata za - dźwięczała o coś twardego. A po godzinie miał przed sobą kufer pełen

92

Page 93: p Coelho Paulo - Alchemik

8/14/2019 p Coelho Paulo - Alchemik

http://slidepdf.com/reader/full/p-coelho-paulo-alchemik 93/93

starych złotych monet. Były w nim też szlachetne kamienie, złote maski l białymczerwonymi piórami, kamienne posążki bożków wysadzane brylantami. Resztki zpodboju, o którym dawno już zapomniano, a konkwistador nie zdążył opowiedzieswoim potomkom, idzie go zakopał.

Wyciągnął z torby Urim i Tumim. Posłużył się nimi tylko jeden raz, pewnego rantargowym placu. Jego droga życia zawsze usiana była znakami.

Ułożył oba kamyki w kufrze ze złotem i klejnotami. One również stanowiły częśćskarbu, przypominały bowiem o Starym Królu, którego nigdy już nie spotka.

- To prawda, że życie obdarza hojnie tego, kto jest wierny Własnej Legendzie -pomyślał.

Przypomniał sobie, że powinien udać się do Tarify i dać dziesiątą część skarbuCygance. - Jacyż Cyganie są przebiegli! - rzekł do siebie. - Może dlatego, że wielpodróżują po świecie.

Wiatr się wzmógł. Był to afrykański Lewanr. Nie przynosił ze sobą ani zapachupustyni ani groźby najazdu Maurów.

Za to niósł zapach, który tak dobrze znał, i pocałunek, który powoli, bardzo wolnopadł na jego usta.

Uśmiechnął się. Uczyniła to po raz pierwszy.- Jestem, Fatimo - powiedział. - Idę do ciebie.